Skąd bierze się to, że jednym życie rzuca pod nogi małe patyczki do przeskoczenia, a innym duże, ciężkie kłody?
A może ci drudzy są po prostu zbyt słabi i dla nich każdy patyk jest zbyt ciężki do udźwignięcia? A może to inni sprawili, żeby tak myśleli? Żeby winili się za to, że nie potrafią udźwignąć tych patyczków, nie wiedząc, że przyszło im mierzyć się z czymś innym, dużo gorszym, cięższym, z czymś tak mrocznym i przytłaczającym?
Jak bardzo przerażone byłyby te osoby, gdyby pozwolić im choć przez chwilę pobyć w głowie chorego?
Pobyć z jego myślami, emocjami i uczuciami..?
Nie jest ze mną dobrze i nie wiem, czy kiedykolwiek było. Nawet jak pojawiały się przejściowe, lepsze okresy, to finalnie i tak coś mnie dopadało.
Wiecie, że już 7 lat mija od kiedy zaczęły się moje problemy z jedzeniem? 7 lat z czymś, co zabiera Ci całą radość, wysysa życie, przejmuje Twoje myśli.
Kim jestem bez zaburzeń?
Nie wiem, chyba mnie tam już zupełnie nie ma.
Nie wiem, kim jestem.