Ten tydzień wspaniale rozpoczęłam... zajadając się czekoladą. Poszła cała tabliczka.
Nie odkupię się żadną aktywnością ani magicznymi herbatkami. Dzień skazany na straty nawet po basenie, brzuszkach, pompkach.
Fatalnie. Tak to się zazwyczaj kończy gdy po przyjściu do domu zamiast obowiązków zaczynam od przyjemności, dziś serialu. A potem budzę się odrobinę za późno, z krwią na rękach, a raczej pustym opakowaniu po milce..
Historia życia. Żałosne, niestety. Łudzę się, że jutro uda mi się panować nad moją słabością.