28. Always and forever.
Kiedy wchodziłam po schodach na górę przypomniałam sobie, że przecież Oliver chciał o czymś porozmawiać. Pomyślałam, że skoro mam teraz trochę wolnego czasu to mogę do niego wpaść. Może to coś poważnego, a ja faktycznie zaczęłam zaniedbywać naszą przyjaźń. Wcześniej bywałam u niego codziennie i całymi dniami. Postanowiłam, że najpierw sprawdzę co w domu, a potem złożę mu wizytę.
Sięgnęłam ręką do torby i zaczęłam przeszukiwać kieszeń, w której powinien być klucz do mieszkania. Jakież było moje zdziwienie, kiedy nie znalazłam go. Zaskoczona przekopałam całą torbę i nie ma. Zerknęłam nawet do kieszeni spodni i kurtki. Zgubiłam go? Na to wygląda... Nie zmartwiłam się specjalnie bardzo. Ktokolwiek by go znalazł to wątpie by wiedział od czego on jest, a poza tym... kto by chciał okraść taką ruderę? Nawet nie ma nic cennego. Westchnęłam i zeszłam z powrotem przed blok. Przeszłam pod schody pożarowe i zaczęłam się po nich wspinać na górę. Jakoś do mieszkania wejść muszę, a przez okno dostawałam się do środka już nie raz. Zmęczyłam się, nie powiem, ale po paru minutach byłam już w swoim pokoju. Zostawiłam torbę na łóżku i zajrzałam do kuchni.
- Dzień dobry, Natalie. - powitał mnie ojciec, zajęty zamiataniem podłogi. Byłam co najmniej w szoku.
- Czeeść. - odparłam zaskoczona.
- Skończę i uciekam do warsztatu Webera. Zatrudnił mnie do sprzątania. Wpadnie trochę grosza. - uśmiechnął się w między czasie. Czyli jednak nie znudziło mu się zarabianie na swoje tajemnicze oszczędności i nie zamierzał jeszcze tego opić. Cóż za postępy!
- Yyym.. okej. Ja wpadłam zobaczyć co w domu, a zaraz idę do Olliego, bo chciał porozmawiać. - poinformowałam go, a on przestał machać tą miotłą i wyprostował się.
- Pewnie. Idź, idź. - uśmiechnął się jeszcze szerzej i wrócił do pracy.
- Także... ja już pójdę. - wciąż nie mogę uwierzyć w tą jego zmianę. I on naprawdę nie tknął żadnego alkoholu przez ten czas? To jest po prostu niewyobrażalnie niewyobrażalne... Oszołomiona podeszłam do drzwi wejściowych i otworzyłam zamek z zewnątrz.
- Uważaj na siebie! - usłyszałam jeszcze głos taty, kiedy wychodziłam.
Zadzwoniłam dzwonkiem do drzwi i przestąpiłam z nogi na nogę, czekając aż ktoś mi otworzy. Dlaczego się stresowałam? Może dlatego, że być może spotkam któregoś z rodziców Olivera od pamiętnego niewstawienia się na ich rodzinnej imprezie. Muszę jakoś wyjaśnić to całe nieporozumienie. Zdałam sobie sprawę, że nie wiem co powiedzieć i wtedy... drzwi się otworzyły, a w nich stanął sam Ollie.
- Już myślałem, że zapomniałaś, że chciałem pogadać. - odezwał się bez żadnych wstępów.
- No co ty.. - zaśmiałam się nerwowo. Wpuścił mnie do środka i uśmiechnął się blado. Jeszcze mu nie przeszło? - Aaa... jest twoja mama? - zagadnęłam kukając w głąb domu.
- Jestem, jestem. - jej zgrabna sylwetka wyłoniła się z przejścia do kuchni. - Miło cię widzieć, Natalie. - uśmiechnęła się serdecznie. - Coraz rzadziej do nas wpadasz. - dodała.
- Noo.. tak jakoś wyszło. - mruknęłam markotnie i zerknełam jednorazowo na Olivera, którego mina przypominała moją. - Bo ja chciałam przeprosić. Wiesz, za to że wtedy nie przyszłam...
- Wiem, wiem. Oliver mi już wszystko wyjaśnił. - przerwała i pogłaskała go zaczepnie po włosach. Natychmiast się uchylił.
- Mamo.. - jęknął zażenowany, co wywołało nasz śmiech.
- Lepiej się już czujesz? - zagadnęła mnie, co nieco zbiło mnie z tropu. Znów spojrzałam na bruneta, który zacisnął usta w wąską linię i patrzył na mnie wzrokiem, który mówił, że mam nie ważyć się nawet zmieniać tej wersji.
- Ymm.. tak. Dziękuję. - uśmiechnęłam się drętwo.
- Chodźmy do mnie. - z pomocą przyszedł mi Oliver i ruszyliśmy w stronę schodów.
- No to chodźmy. - zawołała jego mama, rozbawiona.
- Ty, matko, z tego co pamiętam wybierałaś się na dyżur. - uśmiechnął się do niej szeroko.
- Oczywiście, synu. - mruknęła niby to urażona, po czym znów na jej ustach pojawił się uśmiech. - Kolacja jest w lodówce. - dodała i zniknęła w kuchni, a my schodami podążyliśmy na górę.