26. Always and forever.
Nie byłam ani trochę skrępowana tą sytuacją. Jedyne co chciałam teraz najbardziej jest to, bym była w końcu szczęśliwa. Czuję, że Sebastian może być człowiekiem, który mi to zapewni. Czułam, że jestem jego.
Lało i lało. My jednak nie zwracaliśmy na to uwagi. Znaleźliśmy sobie fajną miejscówę i zajmowaliśmy się sobą. Dopiero kiedy już mocno się sciemniło burza na zewnątrz ucichła. Wtedy postanowiłam, by Sebastian odwiózł mnie do domu. W końcu jutro szkoła... nie mogę sobie tak olewać.
- Wiedziałem, że dasz nam szanse. - odezwał się, kiedy wysiadłam z jego samochodu pod moim blokiem. Podeszłam do niego, a on przyciągnął mnie do siebie za nadgarstki.
- Skąd miałeś pewność? - zagadnęłam przekornie.
- Bo wiem, że za mną szalejesz. - odparł poważnie patrząc mi w oczy. - Mówiłem, że sprawię, że tak będzie. - dodał i wyszczerzył się.
- Mówiłeś. - przytaknęłam. Faktycznie, zakręcił mi w głowie. Zawinęłam mu ręce na szyi i pocałowałam lekko. Jednak w sekundę jego wyraz twarzy zmienił się na nieco przygnębiony.
- Nie przeszkadza ci to, że jestem tak dużo od ciebie starszy? To w końcu osiem lat. - mruknął.
- Daj spokój. - westchnęłam - Przecież to tylko wiek...
- No, ale różnica jest nie byle jaka... równie dobrze pasowałby do ciebie jakiś twój rówieśnik, np. Oliver. - zainsynuował i spuścił wzrok.
- Przestań! - warknęłam.
- No, ale...
- Jakie 'ale'? - wybuchnęłam - Już na samym starcie chcesz się pokłócić o taką bzdurę? - milczał przez chwilę.
- Nie, przepraszam. - rozchmurzył się. - Już nie będę. - uśmiechnął się i pocałował mnie jeszcze raz.
Pożegnałam się z nim i z już bardziej posępną miną poszłam na górę. Wlekłam nogi za sobą, starając się jak najdłużej odwlec moment spotkania z pijanym bądź skacowanym ojcem. No, ale przecież nie przeciągnę tego w nieskończoność, prawda? Otworzyłam drzwi i weszłam do środka. Od razu usłyszałam jakiś hałas. Weszłam do pomieszczenia przypominającego kuchnie. Tata próbował zrobić sobie coś do jedzenia. Zosrientował się, że jestem już w domu. Spojrzał na mnie i uśmiechnął się krzywo.
- Jesteś trzeźwy... i nieskacowany. Cóż za nowość! - zakpiłam zaskoczona, podeszłam do niego i zabrałam mu nóż. Jeszcze palce sobie poobcina i tyle będzie. - Gdzie byłeś w takim razie? - rzuciłam, kiedy usiadł przy stole.
- Zarobiłem trochę grosza. - odpowiedział. Z wrażenia aż przestałam pracować nożem i odwróciłam się do niego.
- Jak to? Gdzie?
- Pozbierałem trochę puszek, złomu... pełno się tego wala po całej dzielnicy. Oddałem na złomowisko. - wyjął kilka banknotów złożonych wpół i położył je przy mojej ręce. Nie wierzyłam w to co słyszę i widzę. - Chcę się zmienić, córcia. Mama nie żyje już tyle lat, a ja wciąż jestem na dnie. A nawet głębiej: dwa metry mułu, metr błota i dopiero gdzieś tam ja. Zrozumiałem, że to jej życia nie zwróci, a tylko psuję życie tobie. Uczysz, pracujesz i starasz się ogarnąć to wszystko, a to moja działka. Przepraszam, naprawdę. Zmienię się, obiecuję. - patrzyłam na niego przez moment w milczeniu.
- Nie obiecuj czegoś, czego nie możesz dotrzymać. Najpierw udowodnij, inaczej ci nie uwierzę. - mruknęłam.
- Jasne, oczywiście. - zgodził się z ochotą. - Natalie, musimy zacząć oszczędzać pieniądze. Wszystkie zarobione odkładajmy. Nieliczne na życie są niezbędne, ale reszta koniecznie tutaj. - wyjął z szafki duży słój i wsadził do niego swoje ponad sto pięćdziesiąt dolarów. - Powiem ci na co zbieramy w swoim czasie. - spojrzałam na niego podejrzliwie.
- Wydasz je na alkohol. - pokręciłam głową i wróciłam do robienia kanapek.
- Nie, Natalie... przysięgam, że nie! - zabrał mi nóż, odłożył go na bok i zmusił bym na niego patrzyła. Trzymał obie ręce na klatce piersiowej, w miejscu serca, a jego mina wyrażała co najwyżej bezsilność, błaganie i bezradność. - Przysięgam ci na własne życie. Przysięgam na duszę twojej matki! - zawołał z desperacją.
- Okej, powiedzmy, że ci wierzę. - szczerze, naprawdę się przekonałam. Nie mógłby być taką gnidą by szydzić i posługiwać się dobrym imieniem mamy do własnych celów. - I co potem?
- Będę łapał dorywcze prace. Pełno tu tego. Jeśli zbierzemy odpowiednią sumę... wyjdziemy na prostą, Natalie. Uda się. - tak bardzo chciałabym w to wierzyć.
Skończyłam robić mu jedzenie, podałam mu je i usiadłam na przeciwko. Podparłam głowę na łokciu i wpatrywałam się w niego. Nie rozumiałam jak to możliwe, by przeszedł taką metamorfozę w kilka dni! I na co ta kasa? Boję się. Boję się, że wpląta się w jeszcze większe bagno niż jest.
- I muszę ci coś powiedzieć. - zaczął, skupiłam się na jego słowach - Doszły mnie słuchy, że widziano cię z jakimś blondynem, w ciemnym samochodzi i to nie raz. - zaczął niepewnie.
- A jeżeli to prawda, to co w związku z tym? - nie rozumiałam do czego zmierza.
- Nie spotykaj się z nim. Odpuść go sobie, dziecko. - poprosił - Wiem, że jest przystojny, bogaty... zaszumiało ci w głowie, ale... on nie jest dla ciebie. Zabawi się tobą i zostawi. - prawił z zatroskaną miną.
- Nie prawda. - warknęłam - Dla mnie nie liczą się pieniądze! - oburzona wstałam z miejsca - Zależy mi na nim, a jemu na mnie.
- To nie chłopak dla ciebie, zapewniam. - również wstał - Chodzą o nim plotki... nienajlepsze. Nie zadaj się z nim, błagam cię.
- A zaczynało się tak pięknie - westchnęłam pod nosem - Nie ufa się plotkom. Każdy dodaje coś od siebie i nic z tego nie ma! Poza tym... za późno, to mój chłopak! - oznajmiłam nabuzowana i ruszyłam do swojego pokoju.
- Kategorycznie zabraniam! - wrzasnął za mną.
- Co?! Na ojcowską troskę ci się zebrało?! Daruj sobie! - odkrzyknęłam i z wielkim hukiem zatrzasnęłam drzwi od pokoju, następnie zamykając je na klucz.
Jak tam u was po rozpoczęciu? :)