Nie wiem, może pamiętacie mojego poprzedniego małego, białego kundla o imieniu Misiek. Straciłem go po 14 latach. Zmarł w listopadzie, dlatego by zatuszyć swój ból po jego śmierci postanowiłem w grudniu pojechać do Cieszyna, tuż przy granicy z Czechami, po nowego psa. Znalazłem go na Facebooku - BANGER - pewna fundacja zajmująca się labradorami zaproponowała mi właśnie jego. Miałem dwie opcje, ale on jakoś bardziej potrzebował pomocy. Jakimś dziwnym trafem znalazł się w schronisku, choć tego miejsca nie nazwałbym aż tak, to wyglądało gorzej niż burdel. Cuchnęło niesamowicie a psy wyglądały na niedożywione. BANGER zgubił się jakoś we wrześniu, najprawdopodobniej został zostawiony. Nie wiem co przeżył, ale jego pierwszy miesiąc pobytu w moim domu było masakrą. Pogryzł moich braci. Chcieliśmy go oddać, ale ja tak łatwo nie odpuszczałem, uważałem że trzeba dać mu odrobinę czasu i nie naciskać na zadomowienie się. Kto wie co przeżyl. Ma dopiero dwa lata i szczerze jest pieprznięty. Zachowuje się jak 6 miesięczny psiak, ale to właśnie jego urok. Znajomi go uwielbiają, rodzice wręcz kochają. Nawet moja mama dzwoniąc z Anglii pyta "co u mojego dziecka?" ;D
Za nim już 7 miesiecy w moich rękach i pomimo jego bezinteresowności oraz checi tylko do jedzenia czy zabawy, to go uwielbiam. Wziąłem go nad jezioro żywieckie w ostatni weekend i naprawdę cieszę się, że mógł odczuć troche wolności po tym, co przeżył przez okres pobytu w schronisku.
Dbam o niego jak tylko mogę.
Jeżeli macie zamiar zakupić psa, to już lepiej zaadoptować. Tyle psów czeka na nowego właściciela. Nawet nie wiecie, jak bardzo będą wam wdzięczni.
Wiecej o adopcji na moim blogu;
www.maksrutkowski.blogspot.com/2014/12/spontan-unosi-wyobraznie.html