Przeczytałam te moje dotychczasowe wywody tu na pb, i już... nie wiem czy tak potrafie. W pewnym momencie zatraciłam się, zatarły się granice ważne z tymi mniej ważnymi. Próbowałam odczuć doniosłość chwili nawet tak mało znaczącej... tak niewiele było wszystkim. Wszystko stało się nic nie znaczącym epizodem.
Próbować odbić się aby móc znaleźć odpowiednie słowa w ezoterycznym, oślepiającym światłem, pełnym namiętności momencie, który wcale nie jest podatny na to aby rozmawiać. Sprzeciwiać się wbrew sobie? Przecież tego nie czuje... Tłumaczyć głupimi sterotypami , które nie niosą większego przesłania. Wartości moralne, zasady, o których kiedyś mówiłam już mnie nie dotyczą.
Jest mi smutno - zawiodłam samą siebie...