photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 19 LISTOPADA 2014

Obudził mnie jak zwykle budzik, a ja jak zwykle z ociąganiem się zebrałam. W stajni szybko wyczyściłam i przygotowałam Jaksę. Kobyłka grzecznie stala, gdy ją ubierałam. Po 10 minutach zjawił się Travis, a zaraz ponim wysoki mężczyzna. Podeszłam do niego.
- Dzień Dobry. - podał mi dłoń.
- Witam, Nicolasie. - jest to właściciel Jaksy. Chciał przyjechać na trening, a jak mu powiedziałam na jakim jesteśmy poziomie to zapytał się czy może już ją wziąć do domu... z tym koniem będzie mi się najtrudniej porzegnać. Wsiadłam wcześniej otrzymując komplementy, że koń jest bardzo dobrze zbudowany. Travis widział jak mną targają emocję. Rozprężyłam szybko i prawidłowo klacz, a później na przeszkodach ślicznie się angażowała. Czuła mój smutek, chciała mnie pocieszyć. Nawet pare razy uroczo zarżała, żebym wróciła na trening, a nie zapadała się w czarną otchłań rozpaczy. Byłam tylko ja i ona. Na koniec pokonałyśmy parkour 135 cm bez żadnej pomyłki. Gdy ją stępowałam spłynęła łza po moim policzku. Nie cierpię tego. Kocham pomagać, ale nie cierpię się z nimi rozstawać. W ciągu następnych półgodziny wszystko stało się w bardzo szybkim tempie. Nicolas pogratulował mi super pracy, uregulował rachunek i zabrał Jaksę, co spowodowało u mnie cichy szloch gdy byłam już sama. Musze się na czymś skupić. Wzięłam od razu Bishofa. On wie jak mi poprawić humor, albo raczej jak przwyrócić mi normalne zachowanie. Ubrałam go w skokowe siodło i sama siebie przygotowałam.
- Clara. - zawołał mnie trener.
- Wybacz Travis. Trochę mną to wstrząsnęło. - chwycił mnie za dłoń i nią ścisnął.
- Wiem, ale pamiętaj, że to jest konieczne. Jaksa ma dobry dom. - skinęłam nie mogąc nic wydusić z siebię. Czułam gulę w gardle więc siedziałam cicho do końca treningu. Bishof się popisywał oczywiście brykając. Nie da się przy nim nudzić. Na koniec skakaliśmy trudne kombinację, skupiając się raczej na zakrętach i szeregach niż płynności przejazdu. Pochwaliłam go i wypuściłam na pastwisko. Podjechało na podjazd czarne Infinity. No to teraz będzie rzeź. Wysoki szczupły mężczyzna koło 50 wszedł do stajni mijając mnie i Travisa bez słowa. Skierowaliśmy się za nim do biura Josha.
- Wytłumacz mi proszę co tutaj się wczoraj działo. - Pan Whelan, ojciec Venessy warknął na właściciela stajni, który nie ugięty siedział i spokojnie patrzył na mężczyznę. Uśmiechnął się do mnie.
- Niech Pan usiądzie. - wskazał na krzesła i nas też skierował. Usiadłam byle jak najdalej od niego. Josh razem z Travisem wszystko mu powiedzieli. Dokładnie wszystko. Nic nie pominęli.
- Chciałaś się rzucić na Venessę?! - krzyknął głośno. Milczałam.
- Przez Pańską córkę ten koń zagroził życiu Clarze. - Travis mnie bronił.
- Ten koń jest niebezpieczny! Takie zwierzęta nie powinny być w stajni! Ich miejsce jest na stole rzeźnickim! - ledwo się powstrzymywałam, ale dalej nic nie mówiłam.
- Niech się Pan uspokoi.. - przerwał Joshowi.
- Macie sie pozbyć tego konia! Tak samo jak wszystkich niebezpiecznych! Moja córka nie będzie stać w takiej stajni! I ty! - pokazał na mnie. - Przez Ciebie ta stajnia zmieniła się w miejsce dla chorych umysłowo koni! To była porządna stajnia! - zaczęłam się trząść. Niestety to była prawda. - Masz się też wynieść i to jak najprędzej!
- Nie! - zaprotestował trener.
- Nie pogarszaj swojej sytuacji Travis. Mogę zamknąć tą stajnie jednym telefonem. - to też była bolesna prawda. Po moim policzku spłynęła łza. Od razu ją wytarłam.
- Rozumiem. - wstałam. - Zrobię o co Pan prosi, jednak niech Pan nie miesza w to Travisa, ani Josha. To dobrzy ludzie. Do widzenia. - i wyszłam przełykając łzy. Musiałam się uspokoić. Na ujeżdżalni jeździł Charles na Sephotrze, a Mia lonżowała... chyba Lokusa. Pomachałam do nich, próbując się uśmiechnąć. Odmachali od razu, ale nie poszłam w ich stronę. Będę musiała zostawić to wszystko... Mię, Charlesa ... Black'iego... całą gromadę koni... a Bishof? Mojego najcudowniejszego Siwka i jego córkę muszę sprzedać... muszę znaleźć im dobry dom. Odwróciłam się w stronę boksu Bisha i weszłam do środka. Jak się do niego przytuliłam to nie mogłam powstrzymać łez... to jest wszystko za trudne... Musiałam się uspokoić bo przez okno zauważyłam, że przyjechała Pani Holssen. Wytarłam policzki i wyprowadziłam Amerykankę z boksu. Szłam ignorując wszystkich w stronę przyczepy. Czułam palące pragnienie ucieczki stąd i zabrania klaczy jak najdalej. Kolejne porzegnanie. Przełknęłam ślinę i wzięłam głęboki wdech.
- Dzień Dobry. - przywitałam się odrobinę zachrypniętym głosem.
- Witam. - podeszła do mnie uśmiechnięta. Zmarszczyła brwi. - Przywiązałaś się do niej, prawda? - skinęłam, bo nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. - Nie martw się. Będziesz mogła ją odwiedzać. Jesteś bardzo utalentowana, a moja propozycja ciągle jest aktualna. - uśmiechnęłam się sztucznie i przekazałam jej konia. Kobieta mnie przytuliła, a potem zabrała klacz. Patrzyłam jak odjeżdża. Muszę z tąd uciec. Już. Teraz. Skierowałam się z powrotem do boksu Bishofa, a po drodzę wzięłam ogłowię. Gdy zapinałam paski usłyszałam, że ktoś wchodzi do boksu.
- Clara? - och to Mia.
- Cześć, kochanie. - przytuliła się do mnie.
- Będziesz tęsknić, za tym koniem? - uśmiechnęłam się, a po moim policzku spłynęła łza.
- Dzisiaj z jeszcze jednym koniem musiałam się porzegnać, a z tamtą klaczą byłam bardzo związana. - prawie szeptałam. - Muszę chwilkę pobyć sama, ale jak przyjadę to pouczymy się trochę i weźmiemy Uthopię, co? - uśmiechnęła się.
- Jasne! Chyba Charles Cię szukał, to powiem mu, żeby poczekał.
- Dziękuję. - i wyprowadziłam Bishofa za stajnie. Ktoś szedł po bruku wewnątrz budynku. Szybko wsiadłam na konia.
- Mia, widziałaś Clarę? - ochh to Travis.
- Powiedziała, że musi być sama. Musiała porzegnać dzisiaj dwa konie. - kochana dziewczynka. Znów poczułam łzy..
- Gdzie ona jest Mia? - Charles wyraźnie był zdenerwowany.
- Pojechała przed chwilą za stajnie. - upsik. Zagalopowałam i skierowałam sie na łąki.
- Clara! - usłyszałam jak mnie wołają spod stajni. Przyspieszyłam. Musiałam pobyć trochę sama.. możliwe, że to mój ostatni teren... Ja nie wiem co mam z sobą zrobić... Ta stajnia, to mój dom... bez niej nie ma mnie. Nie przeżyję bez koni. Ja nie potrafię bez nich funkcjonować. Po prostu nie mogę. Łzy kleiły moje policzki, ale nie pozwoliłam sobie na szloch. Skierowałam siwka wzdłóż rzeki. Schłodzę mu nogi. Przytuliłam się do jego szyi i pomyślałam, że tak mogłabym umrzeć. Moje myśli przerwał przeraźliwy huk. Podniosłam się i przytrzymałam Bishofa który odskoczył. Jakiś kierowca stracił panowanie nad autem pasażerskim. Samochód zjechał z ulicy w stronę zbocza...
- Nie! - krzyknęłam i pogalopowałam w stronę lecącego samochodu do wody. Na brzegu zeskoczyłam z Bishofa i klepnęłam go w zad. - Biegnij do stajni i sprowadź pomoc! - koń ruszył cwałem, a ja biegnąc w stronę auta ściągnęłam tylko bluzę, a potem zanurkowałam do wielkiej czarnej dziury.

Informacje o myhorsestory


Inni zdjęcia: Coś na szybko pamietnikpotwora1440 akcentovaPlan Lotu bluebird11Zejście to pętli. ezekh114IMVU UPDATE *The Rasmus* vibes xavekittyx . nusia393... maxima24... maxima24... maxima24... maxima24