Dzień nie zapowiada się jakoś szczególnie kolorowo, Słoneczko gdzies ucieka, chmury się zbliżaja ... Uczyc mi się nie chce, zresztą nawet nie mam weny ale niestety muszę. Samopoczucie raczej słabe. Brzuszek coraz większy, coraz ciężej się chodzi i bola plecy.
On sie nie odzywa, a ja stoję przed dylematem: odezwać się czy dać spokój? I dochodzę do wniosku że chyba dam nam czas do egzaminu a potem rozważę tą możliwość jeszcze raz. Boję się strasznie, wiem że znowu będę się zbierać przez dlugi czas. Nie udaję mu sie rozwalić mnie fizycznie to dla odmiany niszczy psychicznie... Muszę się jakos pozbierać, wstać po raz kolejny, strzelić mu w gębę , odwrócić sie na pięcie i odejść raz na zawsze. Łatwo powiedzieć. Jasne że tego nie zrobię bo jestem głupią i naiwną idiotką, która mysli że jest wstanie zapanować nad wszystkim. Nie dam rady sama. Dziecko jest obowiązkiem, który spłyną na mnie bo "przecież mogłam to inaczej załatwić ale chciałam go złapać na dziecko" to teraz mam. Fajnie naprawdę super. Po tym co uslyszałam to powinnam go strzelić w twarz i odejść. Znienawidzieć go i pójść do przodu. A on niech sobie siedzi z tyłu, niech sobie ucieka, czy robi co tam chcę. Cholerny tatuś od 7-dmiu boleści. Oczywiście obudzi się do tatusiowania na pewno. Tylko niech sobie nie myśli , że jak sobie poukładam życie to dam mu wleźć w nie z butami i wszystko rozpieprzyć! W sumie to chyba on wgl nie myśli, bo żaden myślący by tak nie zrobił.
Dobra , tyle o nim . Mam go dość i jego siedzenia w mojej głowie, móglby się łaskawie wynieśc i znależc sobie inne lokum a mi dać święty spokój!
No więc wracając do normalności, to idę umyć wlosy a potem na plac zabaw poczytać książkę. I wracam do nauki.;)
Miłego Dnia .;)
...wypełniam przestrzeń zwykłym powietrzem, szukając tego co zwą pozornie szczęściem...