Stary dzbanek przez swój niemodny już porcelanowy brzuch śpi na strychu otulony w kurz. Nie tęskni za dotykiem ludzkich dłoni chwytających go czule za ucho i przelewających w nim gorącą, aromatyczną herbatę. Nie duma o przyszłości, ani nie złości się na desperacko rozbijającą się o brudną szybę pszczołę. Nie ma jak ona w głowie mechanizmu czasu, etapów, schematów, skutków, instynktów, obowiązków, planów i związków. Gdy pójdę spać spotkam go i usłyszę, że jestem gęstym, lepkim miodem, który wypłynął z pękniętego słoika i nie wie czego chce. Odarta z patetyzmu łacina zapowie moją śmierć w śmierdzących ścierkach, brudnych podeszwach i kwaśnych żołądkach. To dopiero pech...