Mama przyszła i kazała mi zabić ćmę. Nie zrobiłem tego. Było mi jej szkoda. "A róbcie co chcecie"- usłyszałem i przeszedłem do tego, co ostatnio mimochodem wychodzi mi najlepiej- smutnej gry na ludzkich uczuciach. Czy nie jestem okrutny jak większość stworzeń? Ależ jestem. Powiedziałbym nawet, że wyborowy ze mnie kat. Nie mamy, nie, nie... ona by mnie pożarła bez najmniejszego wysiłku. Osób, ktore ofiarują mi siebie. Obrzędy odprawiają się niejako samoistnie. Zamaszyście rozdzieram delikatne struktury uczuć szeroką gamą ostrych jak brzytwa słów. Krew leje się na mnie żywotnymi strumieniami, za co przyjmuję przeprosiny. Paskudnie. Wcale tego nie chcę. Wilk w owczej skórze, któremu ofiary same tkają się do paszczy. Skonsternowany? A jakże! Nie chce być wilkiem, tylko owcą, jej puchatą wełną, trawą. Zrozpaczony. Nie da rady. Uciec? Nie ma dokąd. Nawet jeśli wdrapie się na drzewo z niezgrabnym "puhuu-puhuu", przyjdzie noc, a wraz z nią rozszarpywanie chudych myszy...
[photo changed by sheep]