Moim marzeniem zawsze było mieć własną rodzinę, dom, męża, dzieci. Zawsze miałam przed oczami reklamę "Nutelli" Wiem, że to dziwne, ale tak właśnie widzę swoją gromadkę. Rano śniadanie, razem siadamy do stołu, mąż zaraz do pracy, dzieci do szkoły.. Na stole kawa, sok pomarańczowy Gdy już spotkałam swojego mężczyznę, oboje zdecydowaliśmy się na dziecko. Wiedzieliśmy na co się decydujemy, pomimo tego, że nie mamy jeszcze ślubu i jesteśmy dosyć młodzi. Ktoś może nam mówić za plecami, że to wpadka, ale jednak tak nie było...
Starania nie trwały dosyć długo około 2 miesięcy. Ja jak szalona robiłam testy, a mój kochany latał po nie do sklepu. Kochaliśmy oboje to dziecko, którego jeszcze nie było, ale którego tak bardzo pragneliśmy. No i stało się, w najmniej spodziewanym momencie.
Nasz szok był tak wielki, że w łazience nie było nikogo, a nie było komu zgasić światła, które świeciło się ze 2 godziny. Siedzieliśmy obydwoje na sofie z testem, wpatrując się w te dwie śliczne różowe kreski.
Od następnego dnia się wszystko zaczęło. Śniadanie jak w restauracji, jajecznica, świeże warzywa, ogólnie wszystko co zdrowe Dostaliśmy hopla na punkcie naszej fasolki! Ja robiłam zdjęcia brzucha (którego oczywiście nie bylo jeszcze widać) i mówiłam "O Boże zobacz już zaczynam się zaokrąglać!" Zaczęłam pielęgnować brzuch, kupiłam specjalne kremy na roztępy, każdy do czego innego, jeden na biust, drugi na brzuch, trzeci na pośladki.. I wiecie co? I mam roztępy, jakby mnie ktoś mieczem poszlachtował. Nie przejmowałam się tym, aż tak bardzo. Ciągle miałam w głowie poród, którego się tak panicznie bałam, a na dodatek naoglądałam się na Youtube wszystkiego co możliwe. Myslałam sobie, że nie będzie aż tak źle. Moja dziecina sie nie śpieszyła na świat i siedziała jeszcze 2 tyg. po terminie. Oczywiście miałam indukcje, czyli wywołanie. Dostałam hormony, żeby akcja się zaczęła. W szpitalu miałam ogromne wsparcie, był mój ukochany, mama i brat. Położne były przemiłe i ogólnie atmosfera była magiczna bo... rodziłam w WIGILIĘ! Lekarze chodzili z łańuchami na choinkę na szyjach i w czapkach mikołajowych.
Chodziłam po korytarzu, skurcze już były silne, każdy się śmiał a ja myślałam że będzie ok.
Po kilku godzinach tego łażenia dookoła oddziału już miałam dosyć.. Zaczęło tak bardzo boleć, że nogi mi się łamały w kolanach.. Ból taki jakbym wpadła pod TIRa albo jakby walec po mnie jeździł..
Wylądowaliśmy na porodówce, ja od razu poprosiłam znieczulenie. Dostałam gaz. Na początku nawet troche pomagał, czułam się jak naćpana. Po dwóch dużych butlach, krzyczałam już, że chce epidural. Położna zaczęła dzwonić po anestezjologów, przyszli po 2 godzinach.. Jak już weszli na moją sale to krzyczałam, że już mam gdzieś to znieczulenie i chce natychmiastową cesarkę!!!! Mogę sobie tylko wyobrazić jak to z boku wyglądało.. Ale w bólu człowiek sie nie bardzo kontroluje. Dostałam ten epidural i ból zniknął jakby ręką odjął. Rozpłakałam się i miałam ochotę ich wycałować i wyściskać, że tak mi ulżyli. Za niedługi czas nasza córcia była w moich objęciach. Nie mogłam od niej wzroku oderwać. Oglądałam ją starannie, paluszki, stópki, od razu zaczęliśmy porównywać do kogo jest podobna :)
Wyszlismy ze szpitala. Byłam, tzn. wszyscy byliśmy wycieńczeni.. Marzyłam o śnie, ale gdy tylko mała jęknęła miałam oczy jak 5zł. Znieczulenie już puściło, wróciłam do rzeczywistości, znów czułam ból. Do łazienki chodziłam po ścianie, a karmienie piersią było tak okropnie bolesne, że wyłam z bólu.
I nie było już tak kolorowo jak pokazuje TV lub czasopisma. Ból, niewyspanie, zmęczenie, strach o małą, sprawdzanie w nocy czy oddycha.. Ale mimo tego ciężkiego okresu nigdy nie zwątpiłam w moją miłość do niej. Nikt nie mówił, że będzie lekko. Do tej pory mam jeszcze "chorobę prysznicową", jak tylko włączam wodę od razu słysze jej płacz i wybiegam z łazienki. Staram się to opanować, ale jest to trudne.:P
Kornelia ma już 3 miesiące, a ja ją kocham z dnia na dzień coraz mocniej!