Czy dzisisiaj nie jest czasami piątek? I to 13-go? Bo od samego rana dzieją się takie rzeczy, że zaczynam mieć wątpliwości, czy mój kalendarz dobrze "chodzi". Pech po pechu...
Rano, godzina 05.30, jadę do pracy rowerem... Najpierw urwała mi się lapmka od rowera... Ale co tam.. Jade dalej... Nagle koło zaczęło strasznie rupotać... Okazało się, że nie ma w nim powietrza... Jechałam na feldze., bo nie mogłam się spóźnić do pracy (na 6:00)... Z trudem... Ale dojechałam... Wchodze do sklepu... Chcę oswiecić światło... NIE MA PRĄDU!... Nie mam kasy na koncie, żeby zadzwonić do szefowej.... Ratuje mnie dostawca pieczywa :D Uff.. W końcu, po jakiejś godzinie naprawili prąd... Zaczyna być normalnie... Ale nie mogło to potrwać długo.... Ktoś poprosił mnie o zrobienie kawy.... Zrobiłam... Tylko była ZA SŁONA, żeby dało się ją wypić... Tak, osoliłam kawe ... Ale to nic... Brnę dalej w ten dzień... Wybija godzina 11- godzina, w której powinna przyjść moja zmienniczka do pracy.. Mija 11:15.... Jej nadal nie ma.... Przyjechała dosyć duża dostawa... Musiałam sama wszystko ogarniać... Mija godzina 12.... Jej dalej nie ma... Dodzwonić się nie idzie... Dzwonię do szefowej na jej koszt... Ona nic nie wie.... Każe mi wziąć kase i w drodze powrotnej jej podrzucić... Mija godzina 12.30... Zmienniczkę gdzies wcięło... Nikt nie wie, co się z nią dzieje... Mija godzina 12.40... ZMIENNICZKA WPAROWAŁA DO SKLEPU, więc ja się zwijam.... Oczywiście zapomniałam wziąć kasy dla szefowej.... W końcu przychodze do domu... Chcę sobie zrobić cherbaty.... NIE MA WODY W KRANIE!!!!
Mam wrażenie, że zabobony o czarnych kotach to pestka w porównaniu do mnie;p Wszędzie, gdzie się dzisiaj znajdę dzieją się jakieś dziwne rzeczy... Mam już tego dość!