life sucks, but in the beautiful kind of way.
dzisiaj myślałam o listach.
tych długich, łzawych, odręcznie pisanych.
może dlatego, że znalazłam kilka takich i bardzo żałuję, że nie były adresowane do mnie.
przeszłość jest przeszłością, aczkolwiek bardzo trudno czytać słowa, które kiedyś były kierowane do innej kobiety.
przepełnione czułością, obietnicami, zwrotami 'na zawsze', 'na wieczność', 'tylko Twój'.
nic nie jest wieczne.
po mnie też zostaną listy?
słowa, które dziś są szeptane z miłością, jutro może czytać inna kobieta?
ona też będzie zastanawiać się nad tym tak, jak ja?
kolejny papieros.
być może zachowuję się jak szczeniak.
a może nie powinnam się rozczulać nad sobą i przyznać, że porwałam się z motyką na słońce?
może powinnam dziko upijać się nocami w klubach jak większość moich rówieśników?
'ja, cóż, włóczęga, niespokojny duch, ze mną można tylko pójść na wrzosowisko i zapomnieć wszystko.. '
tymczasem liczę rachunki i zastanawiam się jak, do cholery, przeżyjemy kolejny miesiąc.
zawsze byłam małą, rozpieszczoną księżniczką.
zawsze chciałabym być jedyna, najważniejsza, taka najbardziej kochana, najpiękniejsza, najbardziej podziwiana, naj.
nie mogę znieść świadomości, że mógł kochać kogoś przede mną.
nie wytrzymam.