jejejeje... trzeba zrobić poprawkę na 1 notke tego dnia.
O godz 16 zaszły pewne zmiany. Dzień zapowiadał sie conajmniej źle, płaszczenie dupska przed kompem lub tv.. pewnie jakieś amu i ciąg dalszy płaszczenia.. Aż tu nagle dzwonek do drzwi ;O ONA w rozsypce, totalna miazga 'imidżowa' ;d Nikt nie wychodzi przywitać gościa więc chyba musi iść sama.. Przez małą szybke w drzwiach widzi JEGO parasol koloru niebieskiego.. (tysiąc myśli w głowie) Skąd ON tu się wziął? Po co przyjechał? Otwiera drzwi i milczy.. ON chciałby wejść do środka bo pada deszcz, ale ONA zamarła na JEGO widok. Jednak udają się na korytarz, gdzie dochodzi do dziwnej wymiany spojrzeń i lekkiego nieporozumienia. ON stwierdza, że jednak nie jest mile widziany, ONA tak naprawdę pragnęła tego, by przybył 'jak ten książe na białym koniu' i wszystko się ułożyło. Nie powiedziała jednak tego, co gorsza.. nie powiedziała nic. Poszła do kuchni, ON za nią, wymiana zdań i znów brak zrozumienia.. ON chce wyjść, jednak ONA przytula się do NIEGO i nie pozwala mu odejść. Rozmawiali, wkrótce znaleźli wspólne zdanie na ten temat. Potrzeba zmian.. na lepsze. Nie może tak być dłużej, zbyt wiele ich to kosztuje. Dwa słowa były w tym wszystkim najważniejsze, tak dużo przynoszą ciepła do serca. Na koniec wizyty podziękowała MU.. Dziękuje! ON spytał: za co? ..Za to, że przyjechałeś i uratowałeś NAS. <3