Ja wam powiem, czym może być muzyka. Może to być na przykład nasionko a następnie plon. Kiełkuje w najmniej dogodnych warunkach, zwykle bez presji i zapowiedzi, ale mimo to wie - zupełnie jak termos z gorącą herbatą w mroźny dzień i zimną lemoniadą podczas koncertu upalnego - nie wiem np. openerowskiego. Trzeba też wiedzieć jak zbierać, bo problem uderzania w worek bokserski rękawicami kuchennymi to choroba populacyjna. O ile tylko posiada się sprzęt odpowiedni, nie rozumiejąc przez to rozmaitych tworów hiperkonsumpcyjnych typu klasy wysokiej hajendowy sprzęt i jeden na górze tak naprawdę wie co jeszcze, to wam się uda. Bez wahania - uda wam się użyć muzyki tak jak należy. Załóżcie analogowe czapki na głowy i zacznijcie strojenie. Ja sam nie wiem, czy znalazłem nasionko - a byłby to dopiero początek złożonego łańcucha zdarzeń. Inspiracja was nie szuka - ma was gdzieś - konkretnie mówiąc. To jedyne co jest pewne. Istnieje osiem pełnych tonów i Pink Floydowa psychodelia i wydawałoby się, że znalezienie tych kilku niepowtarzalnych to nie problem. Matematycznie w ogóle! Acz perspektywa ponad szesnastu tysięcy Hz do ułożenia w jedną współgrającą całość ma się gorzej do tej idealnej, ach jakże prostej wizji tworzenia.
Koty egzystują, prawda panie Camden?