Dzień 30 w Holandii
Czas leci nie miłosiernie szybko. Przez to co wydarzyło się przez te 30 dni, czuję się jakby minęło już pół roku. Dni zlewają się ze sobą. Człowiek gubi się w tym co robił tydzień wcześniej.
Niestety, nie był to dla mnie dobry okres. Mógłbym rzec, że jeszcze 3 tygodnie temu byłem najszczęśliwszą osobą na świecie, ale jak to w moim życiu bywa, musi spotkać mnie nieszczęście. Zawsze kiedy myślę, że jest komfortowo, stabilnie i bezstresowo, nastaje chwila, która potrafi złamać mojego ducha, moją silną wolę, moje nadzieje.
Wielokrotnie doświadczałem w życiu takiej sytuacji, lecz nigdy nie dotknęła mnie w takim stopniu jak teraz. Człowiek z czasem przyzwyczaja się do samotności, lecz te wspomnienia (dobre jak i złe) oraz niewielki promyk nadziei rujnuje wole życia.
Przez pryzmat wcześniejszych doświadczeń zauważyłem, że mimo to jak człowiek sie stara być najlepszym dla innych i pomaga bezinteresownie, to i tak zostaje na końcu sam ze swoimi problemami. Mimo tego nigdy nie nauczę się tego, by stawiać siebie na pierwszym miejscu. Oczywiście, są nie liczni, którzy starają sie pomóc, i schlebia mi to, ale nie tego teraz potrzebuję.
Aktualnie czuję w sobię absolutną pustkę, jak słowa i obietnice, którymi byłem karmiony, aż do granic możliwości. Mam nadzieje, że wrócą lepsze chwile...
Nadzieja, taa. Nie raz mnie zgubiła i pewnie zrobi to wtórnie.