Ostatnimi czasy nie było łatwo.
Od 8-smego grudnia, aż do dziś miałem zwolnienie lekarskie ze szkoły.
Szpital, lekarze, lekarze.... Nie wiem, w ciągu ostatniej choroby, to chyba z 10 razy jakaś wizyta u lekarza.
Byłem totalnie wykończony. Gorączka nawet 40+ to istna masakra.
Myślałem już, że wykituję. Leżałem przez tyle dni jak kłoda na łóżku, wcale się nie ruszałem z domu.
Jedynie kroplówka trochę pomogła, tylko szkoda, że na krótko.
Teraz jest lepiej, chociaż odczuwam jeszcze jakieś osłabienie.
Zmieniło mi się troszkę spojrzenie na świat.
Wczoraj nie wbiłem na wigilię klasową. Doszedłem do wniosku, że ten czas chcę spędzić z przyjaciółmi.
I tak też zrobiłem.
Spotkałem się z kilkoma osobami. Było fantastycznie.
Dawno nie było tak miło.
Na prawdę, b. pozytywnie.
Nie wiem jak dalej się potoczy moje życie. Wielki znak zapytania, równie wielka niewiadoma.
Cholernie dużo opuściłem w szkole. Mijają dni, tygodnie, miesiące.
Pewnie mam same nkl-ki. ;[
Dobrze, że walczę zawsze do końca i nigsy się nie poddaję, bo w innym przypadku, nie byłoby niczego.
Spróbuję jeszcze zawalczyć i jakoś wszystko zaliczyć.
Tylko nie wiem. W końcu z problematycznymi nauczycielami to raczej się nie wygra.
Jutro wigilia, wcale nie czuję świąt.
Czuję, jakbym został uwięziony w skorupie.