photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 23 LUTEGO 2010

Morning Passages.

Dnia dwudziestego trzeciego - wieczór - 23 lutego roku 2010

"Niebiosa miłościwie postanowiły, że tajemnice wszystkich serc pozostaną w ukryciu, wobec czego trawieni jesteśmy wieczni pokusą, by podejrzewać coś, co być może nie istnieje."

Pan Dalloway każdego ranka wstawał z poczuciem, że nie żyje tylko dla siebie. Intuicja nakazywała mu dzielić się z innymi szczerością, uśmiechem i dobrą radą, która wynikała z pragnienia niesienia nieograniczonej chęci Bytu oraz pewnego starodawno odczucia nieskzitelności w okazywaniu swoich uczuć wewnętrznych; smutku, czasem gniewu oraz nieokiełznanego odczucia osamotnienia.


Wpatrywałem się w poranną mgłę, która tego ranka skalana była wyjątkową niepewnością. Miałem dziwną impresję podpowiadającą mi, że dzisiejszy dzień będzie jedyny w swoim rodzaju - będzie mitem, który będę mógł zapisać na kartach prastarej sagi, którą odczytają odległe jak horyzontalne góry pokolenia.
Mgła rozwiewana przez wicher parowała mozolnie ukazując coraz to wyraźniejsze obrazy; wyłaniające się z oddali domostwa, w których budziła się do życia codzienna, rutynowa krzątanina, pozbawione listowia drzewa pogrążone w melanicznym śnie, ulice i chodniki, po których przejeżdzały pierwsze zaspane pojazdy.
Dźwięk zapalanego tytoniu zaszumiał w moich uszach - wciąż wrażliwych po niedawno zapomnianej nocy, a aromat porannej kawy okwieconej nutą orientu pobudził zmysły i ożywił komórki przechodzącego dreszczu całego ciała.

Postanowiłem.
Poranna mgła mi świadkiem, a najdalsze wspomnienia okryte chmurą rozkoszy moim przewodnikiem!
Wyszedłem. Mozolnie chodząc po mieście; załatwiając sprawunki i takie tam (tytoń-kawa-suknia dla Rose-imbryk prosto z Indii dla Lady Bourdain-nowe pióro pisarskie-tytoń-kawa). Konwenans za konwenansem. Konsensus za konsensusem.  Chwila za chwilą.
Ledwo się mogłem na to zgodzić. Teraz - każda czynność podsyca znużenie; każda rozmowa kaleczy moje uszy; każda obecność dystansuje mnie jeszcze bardziej; każdy dzień przykuwa mnie do klatki, z której nie mogę się wydostać (a nie mając klucza poszukuję  wytchnienia w Pogłębianiu).

Kupiłem nowe maski. Świeże maski na każdą nową okazję (Bess lubiła bale maskowe odkąd była jeszcze w Mediolanie).
Zakładam je każdego dnia - bez wyjątkowych pretensji - bo przecież dlaczego bal maskowy nie mógłby trwać nocami i dniami - bez końca dobra zabawa - jakby pozbawiona smaku prawdziwej Esencji - ale jednak to zabawa.
Zdjąłem jedną, bo pewnego dnia poczułem się tym rażaco zmęczony. Wszystkie moje myśli protestowały i walczyły między sobą jak dwa piekielne demony, kłócące się chciwie; kotrastujące - jednocześnie i tak do siebie podobne przez sam wzgląd bycia biesem.

Pewnie gdy rano wstanę, zapytam sam siebie raz i raz - jaka maska będzie dobra na dzisiejszy dzień?
Odpowie mi echo milczacego przyzwolenia.



Komentarze

sevenheaven92 Nie ma za co ;)
Zdjęcie ciekawe, ale przyznam się szczerze, że tekst jakoś bardziej na mnie wpłynął ;)

ps. mogę dodać?
06/03/2010 10:08:18