Światło ostre. I światło przejrzyste. Żadne nie jest tak jasne. Tak pełne. Jak Twoje.
Przyjemne. Rozchyla się i miota spomiędzy ust. To światło. Dzisiaj. Jest Twoje.
Wiem, że chcesz. Oddychać światłem. Unosić nim barki.
Pulsuje księżyc, na skroniach pokoju. Nie odbieraj tych dłoni. Szepczących palców.
Mruczenia pluszu i kamieni. Dotyku spojrzeń rzucanych na wiatr.
Chcesz migocząc zamykać mi oczy. Migocząc we mnie, przyjemnie, prosto i na wskroś.
Tym co najtrwalsze, dokładnie tak jak łzy. Są prywatnym przedstawieniem. Cała ja jestem.
Załóż sobie moje usta. Przemilcz całą tę skórę.
Chciałabym być drobniejsza w Tobie, chować się w przedsionkach. Tych żywych. Tętniących.
Światło jest zimne. Mgliste. Żadne nie było tak ciemnie. Tak puste. Jak wasze.
Światło jest ostre. Światło jest przejrzyste. Jest tysiącem twoich słów.
Przyjemne. Splata nadgarstki i zamyka wargi. To światło. Dzisiaj. Jest nasze.