Kiedy wracam do domu, nie umiem sobie pomóc
obiecałam sobie przetrwać, jestem jednak martwa,
potrafię jedynie się zamykać w panice,
w pokoju złożonym z liter, których nie mogę zapamiętać.
Słuchaj, napisałam do siebie list, taki, który wyślę za 20 lat,
wietrzę jednak przekleństwo, jakie nade mną wisi,
Nie przyznam się do błędu, do arytmii myśli, do jątrzących ran,
rozdrapuje mi je szary świt, o 4 nad ranem, po zimnych kolanach
i upadku z Twoich ramion. Ciężko mi się oddycha do tej muzyki,
do tętna łez, do szumu ciągłości życia.