Nie wiem od czego zacząć , noc i dzień z serii tych beznadziejnje beznadziejnych , męczenie sie do w pół do czwartej ze snem , a właściwie jego brakiem , tylko po to zeby o szóstej dziesięć wstać , ogarnąć tego chodzącego trupa najbardziej jak sie tylko da , pójść na ten chory autobus , przeczołgać sie do szkoły z torem kolejowym pod oczami , okropnym bólem głowy , brzucha , wszystkiego , zobaczyc troche śniegu , w końcu trzeba poczuć magię nadchodzących świąt i zaliczyć bliższe spotkanie ze ścianą , milutko . Heloł morfologio , juz sie nie moge doczekać . Wszystko juz mnie powoli przerasta , wieczne zmęczenie , nieważne ze pół dnia nie robisz nic , oprócz leżenia w łożku i gapienia sie w telefon , to chuba raczej zmęczenie psychiczne , niektóre sytuacje wymykają sie spod kontroli . W sumie moje zycie to moje świadome wybory , ale nie są one dobre , in wiecej rzeczy sie sypie , tym bardziej zaczynam szkodzić sama sobie , cieżko jest Mart , ale nikt nie mowił , że zawsze bedzie kolorowo . Chyba potrzebuje jednego dnia tylko dla siebie , musze odespać , przemyśleć dosłownie wszystko w moim życiu i skoncentrować sie na tych najważniejszych sprawach , albo po prostu na niczym .