Zaczynam mieć dość tej całej sytuacji... Mam mega doła. Czuję że przez ten Bartka wyjazd coraz bardziej się od siebie oddalamy. Dziś się strasznie pokłóciliśmy i aż... a szkoda gadać. To tak jakby zarabianie pieniędzy było ważniejsze ode mnie. Wiem, że tak nie jest ale musze sobie to co dzień tłumaczyć. Nie mamy kiedy porozmawiać, ani jak porozmawiać bo u niego zawsze ludzie w domu, a że mieszkanie małe to zaraz wszyscy słyszą całą rozmowe prze skype. Zostaje jedynie gg a wiadomo, że w ten sposób nie da się normalnie porozmawiać. To tyle co nic. Wkurza mnie, że nie ma dla mnie czasu, to trudne zwłaszcza, że do tej pory byliśmy nierozłączni, wszędzie razem, wszystko razem... To jest bez sensu... On chce wrócić. Przynajmniej tak mówi. Mówi że nie ma za co i nie będzie miał jak się utrzymać. Ale jak mu wytłumaczyć, że skoro teraz nie ma pracy to nie ma sensu tam siedzieć w nadzieji że za chwilę tą pracę znajdzie. Równie dobrze może być tu, tu szukać pracy, zawsze łatwiej by mu było znaleźć. A może to ja mam klapki na oczach i to słuszne rozwiązanie, że nie przyjeżdża teraz? Już sama nie wiem co mam o tym wszystkim myśleć. Jest mi cholernie źle i smutno, że nie ma go ze mną, bo teraz jestem zupełnie sama. Nawet nie ma się do kogo odezwać, bo wszyscy zajęci, mają swoje problemy to co ich będę swoimi zadręczać. Ech... Kończę, bo ten wywód i tak nie ma sensu. Po prostu musiałam dać upust swoich emocji bo bym coś w domu chyba uszkodziła...