Jestem totalnie wykończona...
o 7:30 w stajni,
godzina w siodle na maksymalnie zaspanym Empiku,
potem dwie cudowne godziny na lodowisku
(tu o zaspaniu już nie ma mowy ;))
następnie obiad (rosołek wstawiony rano i spagetti po powrocie, żeby bylo szybciej...)
pieczenie czekoladowych babeczek nadziewanych budyniem...
no bo jakiś deser przecież musi być ;)
i najważniejsze:
mój pierwszy bochenek pszennego chleba :)
taaak, upiekłam :)))
właśnie go wyjęłam z piekarnika,
cały dom teraz pachnie piekarnią :))))
to był dobry dzień