wielki come back. wiem, wiem, znowu zaniedbałam, jednak przygotowania do matury idą pełną parą, przez co nie mam zbyt wiele czasu na prowadzenie dwóch photoblogów.
większość z was otoczona jest zapewne przyjaciółmi dalszymi / bliższymi, rodziną, znajomymi. nie, nie jestem inna, również mam wiele bliskich mi osób. jednak czy ktoś z was zastanawiał się, jak łatwo możemy ich stracić? bowiem nie myślimy o braku bliskiej osoby, dopóki tego nie zaznamy, co mi się niestety przydarzyło. i nie mam na myśli śmierci. chodzi mi o "zwykłe", jednak również bolesne urwanie się znajomości. Poznajemy kogoś, z kim rozumiemy się nadzwyczajnie dobrze. Zaprzyjaźniamy się z tą osobą, a później ot tak wszystko się kończy z różnych przyczyn.. tracimy jedną osobę, po czym próbujemy tę pustkę zapełnić kimś innym. przywiązujemy się do kogoś kolejny raz, lecz nieuniknione jest cierpienie , którego dostarcza nam rozstanie z nią. każdą straconą osobę próbujemy zastąpić inną, którą i tak stracimy. to swego rodzaju błędne koło, które zamkniemy dopiero w chwili, gdy nasze serca przestaną bić... przyjaźń jest niezwykle ważnym czynnikiem w życiu każdego człowieka. trwanie w samotności dostarcza nam wiele smutku, łez, bólu. jednak niewielu z nas spojrzało z drugiej strony na tę sytuację. przyjaźń = cierpienie po stracie kogoś bliskiego. samotność nie przysporzy nam bólu po stracie jakiejś osoby, gdyż do nikogo nie będziemy przywiązani... to egoistyczne, lecz między innymi z tego względu postanowiłam nie zabiegać o bliskość, przyjaźń czy zaufanie drugiej osoby. postanowiłam się nie przywiązywać, nie walczyć, nie zakochiwać się. będzie co będzie, los ułożył nam już scenariusz życia, bieg zdarzeń nie zmieni się. dobrze, czy źle..? nieważne. :)
z pozdrowieniami, bez jakichkolwiek uczuć,
Tillie.