znów nieśmiało wpadający przez okno promień słońca,
wiatr delikatnie smagający moje poranione do krwi łydki
włączy do ruchu tramwaj pełen Ciebie .
znów na drogi moich myśli wyjedzie pojazd,
który już nigdy nie miał się tam pojawiać,
a turkot jego kół będzie nieprzerwanie wybijał rytm
kolejnych dni.
znów obudzę się z przyspieszonym oddechem,
a twoje oplatające mnie ramiona okażą się
jedynie przystankiem w mojej głowie.
ale kiedyś nadejdzie taki dzień, szlabany opadną ,
a ja odetchnę z ulgą .