No i wracam do żywych!
Mam nadzieję, że weekend minął wam tak samo przyjemnie jak mi. Wybawiliśmy się w piątek na tej osiemnastce, zjechała się rodzinka, oczywiście trochę przepytali mojego K. co i jak. Wygrało "A co cię sprowadziło akurat do Gdyni?". No ciekawe... :D
Ogólnie otrzymaliśmy chyba więcej atencji niż moja siostra z jej chłopakiem, ale nawet i to pasowało.
Impreza potrwała jakoś do 2 w nocy i muszę się pochwalić, że mój K. okazał się naprawdę dobrym tancerzem. Ba, byliśmy ostatnią parą, która zeszła z parkietu.
A później wiadomo, noszenie tego całego jeszenia do samochodu, bo mama oczywiście zamówiła wszystkiego za dużo. Koniec końców wcisnęła nam pełną lodówkę turystyczną, ale nie narzekam. Zawsze kilka obiadów z głowy.
Później już wiadomo, z soboty na niedzielę byliśmy u rodziców mojego chłopaka. Tam też zjechało się trochę rodzinki. W sumie upchnąć 10 osób w nie za dużym salonie to nie lada wyzwanie. No i zleciało.
Wczorajszy dzień za to był dla mnie taką przerwą na ogarnięcie mieszkania i rozpakowanie wszystkich pudał. Moi rodzice postanowili nam sprezentować tv (bo do salonu kupili sobie nowy :D), jakieś sprzęty do kuchni i inne małe pierdoły. To urodze, że tak o nas dbają. Tylko weż to wszystko później gdzieś upchnij w małym mieszkaniu.
Czuję, że cały ten wpis jest okropnie chaotyczny i mało składny, ale chyba tak już jest gdy chce się na szybko streścić kilka dni. I może już powoli załącza mi się stres przed pierwszym dniem w pracy. Wiem, że będzie dobrze, przecież chciałam zahaczyć się właśnie tam. Zdam wam jutro relację.
A póki co udanego tygodnia. ^^