Po dzisiejszym dniu stwierdzam, że jednak nie podołałam. Zamiana rzeczy z zimowych na letnie przebiegła pomyślnie. Pozbyłąm sie przy tym 1/3 szafy, ale....
no własnie zawsze jest jakieś "ale".
Po wyprasowaniu zaległości szafa zapełniła się w tempie błyskawicznym i tym sposobem nie jestem w stanie wcisnąć do niej nawet paznokcia. Nagle moje plany uzupełnienia jej nowymi okazami wprost z zachodu legły w gruzach :D
Najgorszy w tym wszystkim jest fakt, że wstane z rana i stwierdze, iż nie mam się w co ubrać-.-
Karma to jest jednak coś przydatnego w życiu i moje auto jednak nie pójdzie tak szybko w odstawkę ;) Może się powtarzam, ale lubię ten tydzień. Tyle pozytywnych rzeczy mnie spotkało, a to dopiero jego połowa. Zarówno czwartek wieczór jak i piątek wieczór zapowiadają się przeprzyjemnie.
Lubię wiosnę- to też w kółko powtarzam.
Maj przed nami, a w nim.... : )
Pewne stworzenie bezczelnie mi zasłoniło ekran.
To znak, że czas na lulu, bo alergo z rana wzywa ^^
P.S. Od jakiegoś czasu chodzą za mną arbuz, maliny i borówki.
Podobno podchodzi to już pod obsesje ;D
P.S dodane... naprawde zastanawiam się nad przerzuceniem sie na buddyzm. Karma to coś niesamowitego :D Polo ożyło, a wszystkie te zbiegi okolicznosci minionego czasu po prostu są niesamowite. Ah i jadłąm dziś maliny z wiśniami i porzeczką czerwoną.
photo by me.
Bo dziubek w tym wszystkim musi się znaleźć