Padam i wysiadam. Po kolejnym bardzo udanym babskim wieczorze. Było fajnie i jak zwykle o wiele za długo jak na moje warunki do ewentualnego odsypiania. Może gdyby nie pogoda byłobymi łatwiej zebrać się do kupy i ruszyć z domu.
Następnego dnia, nigdy do końca nie jestem pewna dlaczego tak długo siedziałam, zwłaszcza jeśli przez ostatnie półtorej godziny nie miałam nic do powiedzenia. Może na siłe mogłabym, ale niebardzo chciało mi się wdawać głębiej w dyskusje. Dużo plotkujemy. Staramy się nie ocenić innych, raczej mówimy o swoich przeżyciach, a najczęściej dyskusja schodzi na temat związków. Mówimy sobie co nam się w naszych partnerach podoba lub niepodoba, czy jesteśmy zazdrośnicami czy raczej mamy na wszystko 'wyjebane'. Oceniamy procentowo nasz stopień zaufania, porównujemy charaktery i wynikające z różnych rodzajów temperamentu różnice w zachowaniu. Myślę, że gdyby nie ilość przelanego przy tym alkoholu i wypowiadanych przekleństw, dyskusje te, mogłyby okazać się bardzo naukowe. Po takiej sesji można wziąć do serca kilka faktów, zastanawić się nad pewnymi rzeczami, lub podbudować się nabierając przekonania, że 'hej, moje życie jest całkiem ok'.
Dziewczyny to plotkary. To dobre plotkary, które podzielą się i dobrym i złym zdarzeniem, wyjaśnią co je do niego pokierowało i z otwartymi ramionami przyjmą każdą sugestię, chętnie wezmą udział w dyskusji. Plotkary sprawiają, że mając okazje porozmawiać o codzienności, ma się chwilę żeby tą codzienność docenić. Niezależnie od tego czy ta codzienność jest jeszcze na etapie doszlifowywania się aby być w stanie się nawzajem nie zeżreć, czy na przynoszeniu miski i szklanki z wodą osobie która wróciła z imprezy. Czasem tylko słucham bo widzę i czuje, że stwierdzenie iż chcę i lubię gotować, prać i sprzątać dla innych jest dla nich dość niezrozumiałe. One nadal walczą o swój rodzaj niezależności i siły w związku. Zaznaczają jakich czynności nie chcą i nie będą wykonywać, nigdy nie ustępują w kłótniach, nigdy nie przyznają się do błędów. Ja nie mam na takie rzeczy ani siły ani ochoty. Wiem, że rzadko okazuje się, że mam racje, a nawet jeśli wiem na pewno, że ją mam, chwilami wolę schować dumę do kieszeni i przytaknąć. Nie wszystkie rzeczy są na tyle ważne aby o nie się wykłócać i psuć sobie nawzajem humor.
Po całonocnej psychoterapii, wróciłam, jak zwykle, szczęśliwa i zadowolona z mojego mężczyzny, z poczuciem spełnienia i może odrobiną zadowolenia z tego, że robie nawet to czego nie lubie, bo ma to wtedy dla tej drugiej osoby podwójną moc.
Mózg:
PS: Nie pisz po tym jak pijesz.