photoblog.pl
Załóż konto
Dodano: 13 CZERWCA 2015

Zabierz mnie już Boże do siebie. 
I byleby one nie cierpiały.
I byleby szybko i bez bólu.
Żeby już tego nie widzieć. 
Mnie zabierz.



I błagam, niech ktoś mnie zapamięta gdzieś jeszcze taką przez ich nie zgniecioną. Taką walczącą:



"Tancerka, która˛ pochwyciła policja mojego cesarstwa, była przede wszystkim

pi˛ekna. Było w niej pi˛ekno i jaka´s tajemnicza obecno´s´c. Wydało mi si˛e, ˙ze je´sli

ja˛ poznam, poznam zarazem nieznane krainy, ciche równiny, górskie noce i we˛-

drówki przez pustyni˛e w´sród pot˛e˙znego wiatru.

Ona naprawd˛e jest, powiadałem sobie. Wiedziałem jednak, ˙ze ma nietutejsze

obyczaje i ˙ze pracuje dla wrogich mi interesów. Kiedy jednak próbowano

przełama´c jej milczenie, moi słudzy nie zdołali wydoby´c z tej nieprzeniknionej,

dziecinnie naiwnej istoty nic poza melancholijnym u´smiechem.

Wielbi˛e w człowieku najmocniej to, co opiera si˛e próbie ogniowej. Tandeto

ludzka, upojona próz˙nos´cia˛ i nie wykraczaja˛ca poza próz˙nos´c´, patrzysz na siebie

miło´snie, jak gdyby mieszkał w tobie kto´s prawdziwy. Ale wystarczy kat i troch˛e

roz˙zarzonych w˛egli, ˙zeby´s wydała wszystko ze swoich trzewi, bo nie ma w tobie

nic, co by było hartowne. Pewien bogaty minister, obrzydły mi przez swoja˛

ograniczona˛ pyche˛, a ponadto spiskuja˛cy przeciw mnie, nie potrafił oprzec´ sie˛

pogró˙zkom, wydał swoich sprzymierze´nców, a oblany potem ze strachu wyznał

szczegóły spisku, miłostki i opinie, wyłoz˙ył przede mna˛ swoje bebechy; sa˛ tacy

ludzie, którzy za fałszywym murem obronnym nie kryja˛w takich przypadkach juz˙

niczego. Kiedy wi˛ec opluł ju˙z swoich popleczników i odrzekł si˛e ich, spytałem:

 Gdzie twoja siła? Co ma znaczy´c ten brzuch pot˛e˙zny, zadarta głowa i dostojnie

zacis´nie˛te usta? Po co ta forteca, jez˙eli wewna˛trz niej nie ma nic, czego

warto by było broni´c? Człowiek to kto´s, kto nosi w sobie co´s wi˛ekszego ni˙z on

sam. Ty za´s chciałby´s ocali´c, jako co´s najwa˙zniejszego, twoje zwiotczałe ciało,

chwieja˛ce sie˛ ze˛by, cie˛z˙ki brzuch i sprzedajesz mi to, czemu twoje ciało miało

słu˙zy´c, to, w co rzekomo wierzyłe´s! Jeste´s jak bukłak, pusty, gdzie nie ma nic

poza słowami lekkimi jak plewy i wulgarnymi. . .

Kiedy kat łamał mu ko´sci, obrzydzenie brało patrze´c na niego i słucha´c.

Tancerka natomiast, kiedy jej groziłem, wykonała przede mna˛ głe˛boki ukłon:

 ˙ Załuj˛e, Wasza Wysoko´s´c. . .

Patrzyłem na nia˛ bez słowa, az˙ sie˛ zle˛kła. Pobladła, kłaniała sie˛ jeszcze niz˙ej:

 ˙ Załuj˛e, Wasza Wysoko´s´c. . .

Gdy˙z my´slała, ˙ze b˛edzie musiała cierpie´c.

176

Uprzytomnij sobie rzekłem ˙ze jestem panem twojego ˙zycia.

Oddaje˛ nalez˙na˛ czes´c´ waszej władzy, Panie. . .

Posiadaja˛c pewne tajemne posłanie i wiedza˛c, z˙e przez wiernos´c´ przyjdzie jej

mo˙ze umrze´c, była bardzo powa˙zna.

A moim oczom wydała sie˛ jak drogocenna szkatułka kryja˛ca diament. Ale

cesarstwo narzucało mi okres´lone obowia˛zki.

Twoim post˛epowaniem zasłu˙zyła´s na ´smier´c.

Ach,WaszaWysokos´c´. . . (była bledsza niz˙ w noc miłosna˛). . . Z pewnos´cia˛

b˛edzie to sprawiedliwe. . .

Znaja˛c ludzkie mys´li, zrozumiałem, czego nie potrafiła wyrazic´: Sprawiedliwe

jest nie to mo˙ze, ˙zebym umarła, ale to, ˙zebym uratowała raczej tajemnic˛e,

która˛ znam, niz˙ siebie sama˛. . . 

 Czy˙zby wi˛ec było w tobie  spytałem  co´s wa˙zniejszego od twojego

młodego ciała i oczu pełnych ´swiatła? Wydaje ci si˛e, ˙ze bronisz czego´s obcego

w tobie, a przecie˙z, kiedy umrzesz, nie b˛edzie w tobie nic. . .

Zmieszała si˛e, poniewa˙z zabrakło jej słów, ˙zeby mi odpowiedzie´c, ale to zmieszanie

nie si˛egn˛eło gł˛ebi.

Mo˙ze jest tak istotnie, Wasza Wysoko´s´c. . .

A ja czułem, z˙e przyznaje mi racje˛ wyła˛cznie na płaszczyz´nie słów, na której

jest bezbronna.

 A wi˛ec poddajesz si˛e.

 Wybaczcie mi, Panie, poddaj˛e si˛e, ale nic wi˛ecej nie powiem. . .

Gardz˛e tym, kogo zniewoliły argumenty, poniewa˙z słowa powinny wyra˙za´c

cos´, a nie kierowac´ ludz´mi. Słowa oznaczaja˛, ale nie zawieraja˛ w sobie nic. Ale

jej duszy nie potrafiłby otworzy´c wiatr pró˙znych słów.

 Nic wi˛ecej nie powiem, Wasza Wysoko´s´c, ale poddaj˛e si˛e. . .

Szanuj˛e natomiast człowieka, który niezale˙znie od słów, a nawet kiedy słowa

przecza˛ sobie wzajemnie, trwa niezmienny, jak rufa statku, wbrew szalen´stwu

morza w nieodgadniony sposób powracaja˛ca wcia˛z˙ pod te˛ sama˛ gwiazde˛. Wiem

wtedy, doka˛d ide˛. Ale ci, którzy sie˛ zamykaja˛w swojej logice, biegna˛za własnymi

słowami i jak ga˛sienice kre˛ca˛ sie˛ w kółko.

Utkwiłem w niej oczy na długa˛ chwile˛:

Kto cie˛ tak ukształtował? Ska˛d sie˛ wzie˛łas´?spytałem.

U´smiechn˛eła si˛e bez słowa.

 Czy chcesz zata´nczy´c?

Wtedy zacz˛eła ta´nczy´c.

* * *

Był to cudowny taniec, co mnie wcale nie zdziwiło, poniewa˙z kto´s w niej był

obecny.

177

Czys´ wpatrywał sie˛ kiedys´ w rzeke˛ widziana˛ ze szczytu gór? Tu napotkała

skałe˛ i nie ruszywszy jej, okra˛z˙yła jej zarys. Zakre˛ciła dalej, aby wykorzystac´

wygodny stok. Na równinie zwolniła biegu wija˛c sie˛ w meandrach, jakby osłabły

jej siły, które ja˛ pe˛dza˛ ku morzu. Gdzie indziej usne˛ła rozlewaja˛c sie˛ w jezioro.

A potem rzuciła sie˛ przed siebie, jak prosta gała˛z´, kłada˛c na równinie niby ls´nia˛cy

miecz.

Tak samo lubi˛e, kiedy czuj˛e w tancerce linie napi˛e´c. Kiedy jej gesty to krzepna

˛, to biegna˛ swobodnie. Kiedy us´miech, tak łatwy przed chwila˛, z trudem teraz

utrzymuje si˛e jak płomie´n na silnym wietrze, a tancerka raz posuwa si˛e lekko jak

po niewidzialnej pochyło´sci, kiedy indziej zwalnia kroku, który staje si˛e tak trudny,

jakby sie˛ musiała wspinac´ do góry. Lubie˛, kiedy nagle napotyka przed soba˛

jakby mur. Albo kiedy pokonuje przeszkod˛e. Albo umiera. Lubi˛e, kiedy jest jak

krajobraz, który sie˛ układa wokół niej i kiedy sa˛ w niej mys´li: jedne dozwolone,

a inne wzbronione. Spojrzenia mo˙zliwe i niemo˙zliwe. Opór, zgoda i odmowa.

Nie chce˛, z˙eby była wcia˛z˙ taka sama, cała o jednej naturze, jak zakrzepła w lód

woda. Ale z˙eby była struktura˛ ukierunkowana˛, jak z˙ywe drzewo, które nie ma

pełnej swobody wzrostu, ale pnie si˛e ku górze, ró˙znorakie, a posłuszne zapisowi

zawartemu niegdy´s w nasieniu.

Bo taniec to los człowieczy i droga przez ˙zycie. Ale ˙zeby mnie wzruszyła twoja

droga, chce˛, abys´ budował na czyms´ i ku czemus´ zda˛z˙ał. Bo wtedy tan´czysz,

kiedy chcesz przej´s´c na drugi brzeg strumienia, a strumie´n ci si˛e opiera. Wtedy

tan´czysz, kiedy chcesz biec za twoja˛miłos´cia˛, a rywal ci sie˛ sprzeciwia. I tan´cza˛

szable, kiedy chcesz zadac´ s´mierc´. I tan´czy z˙aglowiec pod powiewaja˛cym proporcem,

kiedy da˛z˙a˛c do portu, aby wejs´c´ do niego, musi manewrowac´ i chwytac´

niewidoczne poruszenia wiatru.

˙ Zeby ta´nczy´c, musisz mie´c wroga; ale jaki wróg zaszczyci ci˛e ta´ncem swojej

szabli, je˙zeli nikt w tobie nie mieszka?

* * *

Tymczasem tancerka uj˛eła twarz w obie dłonie i odczułem patos w tej twarzy.

Zobaczyłem tragiczna˛ maske˛. Istnieja˛ bowiem twarze naznaczone fałszywa˛

udre˛ka˛, widywane w pompatycznym przepychu plemion osiadłych  ale sa˛ to

tylko rze´zbione wieka pustych szkatułek. Gdy˙z nie ma w nich nic i ofiarowa´c te˙z

nie maja˛ czego. W tej tancerce natomiast rozpoznałem depozytariuszke˛ jakiegos´

dziedzictwa. Było w niej ja˛dro twarde, gotowe stawic´ opór nawet katowi, gdyz˙

nawet ci˛e˙zar mły´nskiego kamienia nie wytłoczyłby z niego tajemnicy  oliwy.

Było w niej zobowia˛zanie, dla którego człowiek gotów jest ponies´c´ s´mierc´, i które

sprawia, ˙ze człowiek potrafi ta´nczy´c. Gdy˙z z rasy ludzkiej jest tylko ten, którego

´spiew uczynił pi˛eknym, albo poezja, albo modlitwa, i który ma w sobie jaki´s we-

wn˛etrzny ko´sciec. Jego spojrzenie kładzie si˛e na tobie, jasne, gdy˙z jest człowiekiem,

w którym kto´s zamieszkuje. I je˙zeli odci´sniesz w wosku jego twarz, stanie

sie˛ twarda˛ maska˛ ludzkiego królestwa. Wiesz takz˙e, z˙e jest on poddany władzy