Stało się, wróciliśmy z Zakynthos <3 Nawet nie zdawałam sobie sprawy jak bardzo potrzebowałam takiego resetu i odpoczynku, dopóki nie trafiłam na słoneczną plażę i cieplutkie morze <3
Jednak ze względu na to jak nieciekawe mamy czasy, zacząć muszę od podkreślenia, że przede wszystkim było bezpiecznie. Liczba zachorowań na covid w Grecji jest stosunkowo niska (na samym Zakynthos jest to ledwie kilka przypadków od początku epidemii). Dodatkowo, ze względu na koniec sezonu, hotel, plaża i miejscowe atrakcje były po prostu opustoszałe. Bardzo nam to odpowiadało, nie chciałabym jechać tam w czasie wakacji, bo nienawidzę tłoku i dużych skupisk ludzi. Warto też dodać, że połowa pasażerów naszego lotu (w tym mój Mąż) losowo została poddana testowi na covid i z tego co mi wiadomo, nikt nie miał wyniku dodatniego. Można było zatem w pełni oddać się odpoczynkowi, do którego jak zwykle podeszliśmy aktywnie :D
W efekcie zdążyliśmy przejechać całą wyspę dookoła, zahaczając o okoliczne atrakcje, a na nogach przemierzyliśmy łącznie kilkadziesiąt kilometrów, zarówno plażami jak i drogami, w górę i w dół, przez gaje oliwne i brzegami klifów. Dotarliśmy nawet do czegoś co okazało się być zawalonym bunkrem, ze szczytu którego rozpościerał się piękny widok na południowe wybrzeże wyspy. Najbardziej charakterystyczne punkty, takie jak Wrak Statku czy Błękitne Groty (włącznie z pływaniem!) także zaliczyliśmy. Ostatniego dnia postawiliśmy na improwizację i postanowiliśmy pojechać do Keri. Powyższe zdjęcie pochodzi właśnie stamtąd. To punkt widokowy zlokalizowany na około 300-metrowym klifie, więc trzeba być bardzo ostrożnym, bo nie ma żadnych zabezpieczeń. Widok niezapomniany <3
A każdy wieczór poświęcaliśmy na nadbasenowy relaks, podczas którego korzystając z przywilejów olinkluzif raczyliśmy się procentowymi trunkami :P Przed podbojami klifów i punktów widokowych musiałam zrezygnować ze wspomnianych trunków, natomiast wieczorami nadrabiałam zaległości w tej kwestii :D