Róże. Czerwone. Z ogródka babci. Dość stare już to zdjęcie.
A może rzecz w tym, że nie ma czegoś takiego, jak miłość? Że jesteśmy po prostu przez krótszy lub dłuższy czas z kimś, kto mniej lub bardziej do nas pasuje. W obawie przed samotnością, z potrzeby bliskości, w poszukiwaniu wrażeń... Zależy. A długość tego czasu zależna jest właśnie od stopnia dopasowania. Czy będzie to kilka miesięcy - gdy różnice będą zbyt oczywiste, by starać się je pogodzić, czy kilkadzieisąt lat - kiedy okaże się, że po wygaśnięciu zauroczenia można się jeszcze całkiem nieźle znosić. Bo początek to zawsze żarliwe uczucie, to zaś, co następuje później, jest już tylko kwestią przyzwyczajenia. Lub jego braku. I tak przez całe życie. A im wcześniej spotka się osobę, z którą tak na dłuższą metę będzie się w stanie wytrzymać, tym mniej porywów serca i... zmian partnera. To oczywiście również kwestia charakteru, usposobienia, wyniesionych z domu wzorców, otoczenia itd. Ale bez względu na wszystko - czy jest tu gdzieś miejsce na miłość? Czy istnieje coś takiego, jak
m i ł o ś ć ?