Marzenia się spełniają cz. XXXIV
- zawieź mnie do szpitala- powiedziałam do Pawła
- ale- zaczął mówić lecz mu przerwałam
- nie ma żadnego ale, masz mnie tam zawieźć inaczej Ja pojadę tam sama- warknęłam
Chłopak nie dyskutował już ze mną, wsiedliśmy do samochodu i ruszyliśmy za karetką. Kiedy dojechaliśmy do szpitala szybko wbiegłam na izbę przyjęć gdzie kazali mi się udać na piętro bloku operacyjnego gdzie zabrali Marcina. Bezsilnie opadłam na krzesła spojrzałam na swoje ręce były całe w Jego krwi. Po jakimś czasie Paweł dołączył do mnie. Co chwilę ktoś dzwonił do Niego. Minęły już 3 godziny od strzelaniny. Usłyszałam skrzypnięcie drzwi i spojrzałam w tamtym kierunku. Zauważyłam wychodzącego lekarza. Szybko podbiegłam do Niego.
- co z Nim proszę mi powiedzieć, błagam- mówiłam przez łzy
- Jest Pani kimś z rodziny?- zapytał
- Jestem Jego narzeczoną- odpowiedziałam na szybko, musiałam skłamać, poniewąz inaczej niczego bym się nie dowiedziała.
- Pani narzeczony.......on- zaczął mówić lekarz
- co z Nim proszę mi powiedzieć- mówiłam błagalnym tonem
- przykro mi robiliśmy wszystko co w Naszej mocy, on nie żyje- powiedział. Te słowa odbijały się echem w mojej głowie. Bezsilnie opadłam na podłogę. Moje serce waliło jak oszalałe, ręce i drżały po chwili z moich ust wydobył się przeraźliwy krzyk.
- NIEEE!!!!!!!!!!!- krzyczałam waliłam pięściami w podłogę. Z moich oczu leciały łzy, waliłam z cały sił pięściął w podłogę.
- siostro- usłyszałam głos lekarza.
Nie obchodziło mnie po co on ją woła. Czułam jak ktoś podnosi mnie , moje oczy były zamglone mgłą. Ciągle płakałam. Jak to GO nie ma oni mnie okłamują on żyje, napewno żyje. To co wydarzyło się tam to tylko zły sen. Zaraz się obudzę i zobaczę Marcina leżącego obok mnie. Słodko uśmiechającego się do mnie. Poczułam jak ktoś kładzie mnie na czymś miękkim, widziałam nie wyraźną postać stojącą nade mną poczułam dziwny ból na lewej ręce po czym moje powieki zaczęły mimowolnie opadać, aż zamknęły się całkowicie.
Kiedy się obudziłam myślałam, że to tylko zły sen. Rozejrzałam się dookoła wszczędzie było biało na krześle obok łóżka zobaczyłam siedzącego Pawła.
- gdzie ja jestem?, gdzie jest Marcin?- pytałam zdezorientowana
- spokojnie, leż pójdę po lekarza- powiedział i wyszedł.
- co ja mam tak spokojnie czekać muszę znaleźć mojego ukochanego- pomyślałam. Wstałam z łóżka, zakręciło mi się lekko w głowie z powrotem usiadłam lecz po chwili powtórzyłam wykonywaną czynność.
Tym razem nie zakręciło mi się w głowie , wstałam i wyszłam z sali nie wiedziałam gdzie mogę go znaleźć szłam długim korytarzem, który wyglądał tak jakby nigdy miał się nie skończyć. W oddali zauważyłam znajomo wyglądającą mi postać. Szybko pobiegłam do Niego, stał odwrócony tyłem.
- Marcin- powiedziałam wtedy chłopak się odwrócił zamiast zobaczyć tam swojego ukochanego zobaczyłam Mateusza
- gdzie jest Marcin?- krzyknęłam zdezorientowana
- Laura.......Jego już nie ma- powiedział smutnym głosem
- nie!!!!- krzyknęłam i opadłam na ziemię. Poczułam jak przyciąga mnie do siebie poczym przytula
Z moich oczu wypłynął potok łez.Chłopak przytulił mnie jeszcze bardziej i bujał próbując mnie uspokoić.
Spojrzałam na Niego załzawionymi oczami.
- proszę powiedz, że to nie prawda on żyj tak? Wy tylko sobie żartujecie. POWIEDZ!- mówiłam i zaczęłam walić w Niego pięściami.
- Ciii....uspokój się- szeptał mi do ucha
Wyrwałam się z Jego uścisku i pobiegłam w nieznanym mi kierunku nagle zrobiło mi się słabo i zobaczyłam czarne plamki przed oczami po czym opadłam na ziemie i zemdlałam.
Kiedy się ocknęłam byłam na tej samej sali co przedtem tym razem przy łóżku oprócz Pawła siedział jeszcze Mateusz tępo wpatrujący się w okno.
- gdzie?- zaczęłam lecz po chwili przypomniało mi się toco tak naprawdę się wydarzyło z oim ukochanym, strzelanina , krew i ON. Mimowolnie z moich oczu wypłynęły łzy.
- Laura nie można tak , mi też jest ciężko. Ale mój brat nie byłby zadowolony widząc Cię w takim stanie- powiedział Mateusz po czym mnie przytulił. Wtuliłam się w Jego objęcia.
- ja go tak bardzo kochałam- wyłkałam
- on Ciebie jeszcze bardziej , to wszystko robił dla Ciebie- tłumaczył
- to ja powinnam zginąć gdybym go wtedy osłoniła, a nie pozwoliła mu się odepchnąć ON by żył- łkałam
- nie możesz siebie obwiniać- mówił gładząc mnie po głowie.
- przepraszam wiem, że to nie najlepszy moment , ale musisz złożyć zeznania- powiedział Paweł.
- człowieku czy Ty nie widzisz, w jakim ona jest stanie- warknął Mati.
- Mateusz i tak prędzej czy później będę musiała to zrobić- powiedziałam i spojrzałam na Pawła- kiedy mam to zrobić?- zapytałam obojętnie
-zaraz przyjdzie policjant- oznajmił i dodał- oczywiście w takim wypadku będziesz potrzebowała ochrony bo byłaś oprócz mnie jedyny świadkiem- powiedział
- zeznania złoże, ale nie chce Waszej ochrony- powiedziałam szorstko
- musisz ją mieć, żeby zeznawać na procesie- powiedział oburzony
- wiesz gdzie ja mam tą Waszą ochronę? Mieliście chronić Marcina i jak Wam to wyszło? Jego już nie ma przez Was. Powiedziałam zeznania złożę, ale nie chce mieć z Wami nic wspólnego- wycedziłam przez zęby
- ale - zaczął mówić Mateusz
- nie ma żadnego ale, postanowiłam- powiedziałam i wpatrywałam się tępo w ścianę nic się już nie odzywając.
Po 15 minutach do sali wszedł policjant chwile porozmawiał z Pawłem po czym podszedł do mnie.
- dzień dobry nazywam się Arkadiusz Majcherczak przyszedłem Cię przesłuchać- powiedział
dzień dobry- odpowiedziałam, nie czekając na to co zaraz powie zaczęłam opowiadać mu cały wczorajszy dzień. Mateusz ciągle był przy mnie i wspierał mnie jak tylko mógł.