Biorąc pod uwagę, że przez ostatnich (co najmniej 10, a może nawet 15 lat) nie jadłam w ogóle ryb (wędzonego łososia, śledzi itp. nie liczę), jest to nie lada wyczyn.
Przyczyn braku ryb w mojej diecie było kilka, m.in.:
- w pamięć zapadł mi ohydny smak ryby po grecku podawanej w podstawówce,
- raz znalazłam pod panierką kawał grubej folii (!!!),
- przygody z ośćmi też raczej nie pomagały...
Nigdy wcześniej ryby nie przygotowywałam, a już zwłaszcza - z kawałka posiadającego jeszcze kręgosłup (śmieszny taki, giętki, jak wąż ;-)).
Zaczynam nowy, rybny rozdział w swoim życiu :-)
Przedstawiam zatem:
Halibut Pierwszy Wspaniały ze szpinakiem i czosnkiem w śmietanie.
Voila!