! UWAGA !
WPIS ZAWIERA DUŻĄ ILOŚĆ SPOJLERÓW DOTYCZĄCĄ POPRZEDNIEJ CZĘŚCI.
JEŚLI NIE PRZECZYTAŁEŚ JESZCZE DRUGIEJ CZĘŚCI, NIE CZYTAJ TEGO TYLKO ZAJRZYJ
DO POPRZEDNIEGO WPISU.
***
Takim oto krótkim wstępem możemy zacząć recenzję już ostatniejsz części powieści Estelle Maskame.
Nie będę się tu dużo rozpisywać o akcji bo ogólnie na początku jest o tym jak Eden cały czas mówi, że to koniec już z Tylerem, bo gdyby ją kochał to by nie stchóżył i nie zostawił jej samej znowu na rok czasu. I tak to się zaczęło, pozwolę sobię pół książki rozpisać za pomocą małego planu wydarzeń :
1.Koniec miłości.
2. Powrót Tylera i uciekcza z Eden do Portland.
3. Znowu miłość.
I kiedy już wydaje się nam, że czwartym punktem nozu będzie rozstanie a później znowu miłość to jesteśmy w ogromnym błędzie.
BUM !
Autorka robi coś, czego nikt by się nie spodziewał ! Przez ten jeden element, dość znaczący w całej historii Eden i Tylera. Znowu nie mogę zdradzić o co chodzi, ale właśnie to sprawiło, że zachwyciłam się tą częścią, naprawdę. Nie wiedziałam, że przy tej powieści napiszę coś takiego, ale to prawda.
Ta ostatnia część, stała się przez to tak niepowtarzalnie wyjątkowa. Nawet już sama przyzwyczaiłam się do tej ich miłości, co na początku było dla mnie dość absurdalne.
Najważniejsze jest to, że nie widzimy tu już typowych nastolatków, pakujacych się w kłopoty, czy dramatyzujących z błahych powodów. Bohaterowie stali się dojrzalsi, podejmują ryzyko i są w pełni świadomi konsekwencji.
Zdecydowanie ta część wywarła na mnie większe wrażenie niż poprzednie.
Emocjonująca, wzruszająca, uszczęśliwiająca.