Kolejna palma, "kolejna" to mi chyba odbija, no ale do przodu. Nadal na coś czekam, wiele się w tej kwestii nie zmieniło, ale podobno jeszcze tylko dwa miesiące i odzyskam ster. Żaglówką wypływam wreszcie z kanału na prawdziwe morze. Głowa kipi od pomysłów, idei, chcenia. Byle rzetelnie. Wreszcie mi przeszło. Cały zamęt związany z Tobą i z Tobą i z Wami. Osiadłem i z ręką na sercu mogę rzec, że od ponad roku nie miałem żadnych problemów wagi ciężkiej. Cudowne uczucie. Uważam że wpływ na to ma brak ludzi w moim otoczeniu, którzy sieją niezgodę. O tak! Pozbyłem się Was za jednym zamachem i nikt nawet nie ma pojęcia co jest grane. Upijam się Waszą niewiedzą do nieprzytomności, a z rana czuję tylko bryzę świętego spokoju. Nie pozdrawiam. Naprzód! Brakuje mi tylko podróży. Rutyna, choć śmieszna, nie dostarcza odpowiedniego poziomu rozrywki. Zwiedziłbym znowu kotlinę Briançon. Spojrzał znów na włoskie winnice, przeżył znowu "białą noc" we Szwecji, a najchętniej odkrył Bałkany. Jeszcze wiele przede mną, bo "...jak już wejdziesz na drogę... to nigdy z niej nie zejdziesz." Pięknie. Nie mam czasu na zdjęcia, poza tym z taką niefotograficzną zimą, nawet nie ma co odpalać aparatu. Następnym razem "Oda do świętego spokoju" i odkryć bez liku.