Krakowski PUB o nazwie... ktora nie zapadla mi w pamiec, jednakze w najmniejszym stopniu nie przeszkodzilo nam to w znalezieniu tego, wcale nie polozonego w samym centrum uwagi, ani nie swiecacego z daleka duzym oczojebnym napisem, czy bulka z baranim miesem przybytku. Smiech anglojezycznych gosci, obijajacych kufle rodzimych nektarow bogow (czasem tez obijajacych sie o nas w drodze do ubikacji, jednakze bardzo przy tym KULTURALNYCH [naprawde! niektorym sie zdarza!] i zabawnych) gawedzacych przy rodzinnym stole i ruch (byc moze ze wzgledu na stosunkowo wczesna pore (w takich chwilach ciesze sie, z wczesniejszych zachodow slonca;)) znacznie mniejszy niz w mcdonaldzie daje satysfakcje ze spedzenia w nim kilkuuu... przyjemnych chwil. Atmosfera i obsluga, ktorych nie da sie znalezc nigdzie w mojej, powiedzmy sobie, najblizszej okolicy.. a wielka szkoda.