Jeszcze tak niedawno... było inaczej. Zupełnie inaczej.
Z klapkami na oczach uderzałam głową o ścianę z bezsilności. Zdarzała euforia z niczego, ze zwykłej normalności, na drugi dzień przyprawiało mnie to o doła...
Dziś, w zupełnie innym miejscu jestem. Przeczytałam ostatnio książkę rosyjskiego filozofa i .. próbując mu zaufać odpuściłam sporo. Możemy być balonikiem. Skupieni na sobie nie niszcząc nikogo osiągamy to co chcemy. Przy okazji można też włączyć pomoc. Swoją. Cóż, by podążać wlasnym szlakiem nie nalezy włączać negatywnej energii. Ani dzielić jej w żaden sposób. Po prostu odłączyć się. W końcu, czy jeśli przeglądamy obrazy w galerii i któryś Nam się nie podoba - zatrzymujemy się i wyzywamy organizatorów, że nam sie nie podoba obraz? Nie, idziemy dalej. I tu sie u mnie zmieniło.
tymczasem wciąż kręci się wszystko jak na karuzeli. Ale może niedługo postaram się o konsekwentność. Chociaż coś.
Jestem już na innej linii życia.
I cieszę się, że jestem tu gdzie jestem. I jeszcze nigdy nie czułam tak bardzo, ze jestem na właściwym miejscu.
Teraz mogę... iść dalej. I zobaczymy co się wydaży.
Katharsis trwa.