Lipiec.
But, hey. Mr. Imma russian bitch and imma not cheap.
i co, nie byłam szczęśliwa? Co się stało. Dlaczego nagle zaczęło mi przeszkadzać tyle niegdyś nieistotnych spraw?
Za chwilę już się okaże, że nawet zdrapany lakier z poprzedniego weekendu i włosy gęste od dymu tytoniowego są nie do zniesienia. Nie do zniesienia okaże się być zapowietrzenie żołądka, stres pobrudzi kafelki w łazience. A ja? Sparaliżowana stwierdzę, że kiedyś samo się naprawi. Nie czuję się znów swobodnie. W tym wypadku juz nie przez domysły, a fakty.
Zdjęłam dwa tygodnie temu tę bransoletkę i rzuciłam nią o lustro, pobiegłam w stronę łóżka i starałam się wstrzymać oddech, żeby nie zawyć jak syrena alarmowa. Zacisnęłam oczy, żeby nie zamienić się w fontannę. Dzisiaj łapię się za głowę, żebym nie musiała sprzątać śladów swojej złości. Za jakiś czas postaram się powstrzymać swoją dłoń, by nie uszkodzić swoich kości śródręcza. Z żalu.
Nie rozumiesz, że poprostu brakuje mi kogoś, kto zatamuje mój krwotok z nosa, kiedy po raz kolejny w benzodiapaneinowym amoku uderzę twarzą w umywalkę?