No i poszlooo, dupa ta dzisiejsza niedziela i to taka wolowa dupa. Wyszlam sobie z przyjaciolka i sie okazalo ze ma problem i to wielki, odnosnie pewnego mezczyzny. Poszlam z nia na loda, Big Milka i to mialo byc tyle. Pozniej jednak poszlysmy po czekolade a pozniej po batona czekoladowego a pozniej po frugo no i na koniec dowalilysmy sobie Lays cebulkowe. To wszystko pochlonelam, tlumaczac sobie ze 8 dni bylam bez slodyczy i w ogole. Glupia ja bardzo glupia. Ale wiece co, nie jest mi z tym zle, nie czuje zebym jakos to zawalila. Zrobilam swoje cwiczenia, do tego doszedl 3 godzinny spacer i 20 minut biegu. Wskoczylam na wage i pokazala ona 62,9 czyli przytylam przez ten weekend 6 deko. Balam sie ze wroci przez to 65. Jestem dziwnie ... szczesliwa ? Tak, to jest wlasnie to slow. Jestem szczesliwa ze pozwolilam sobie na te slodycze, dawno ich nie jadla. Przyjaciolka poczula sie dobrze, chlopak ktory mi sie podoba powiedzial mi czesc, drugi sie usmiechnal a trzeci gapil sie na mnie i gapil a kolega z klasy wiecie co powiedzial ?! Ze mam ladne nogi !!! Pierwszy raz ! Tak wiec dzien jak najbardziej na tak, jutro kolejny dzien diety a w niedziele znow jakas slodycz tylko nie tak znow duzo zeby nie przekroczyc limitu ;d Lece teraz sie wszybciutko wykapac i moze uda mi sie was jeszcze poodwiedzac, jestem mokra jak swinka po tym bieganiu !