Jak to mistrz rzekł kiedyś "Gdy kobieta siedzi to myśli, a gdy myśli to źle."
A więc(nie zaczynaj od "a więc"): siedzę i za nic w życiu nie mogę dojść do tego czym ona jest...
Lekka, wolna, ulotna, delikatna i subtelna a przecież zniosła najgorszą burze.
Mimo kruchości i nieznacznej ilości czasu jakoś dziwnie mnie swędzi bo...
Czasami jest prawie jak obesja... I nie dobija sam jej fakt ale myśli nieodbiegające od jednego tematu.
Czy można nią nazwać to co tak ciągnie mnie do Ciebie?
Jeśli tak, to czemu nie odczuwam potrzeby powiedzenia Ci o tym?
Nie obchodzi mnie co by było gdyby, co powinno się stać czy nie.
Zdradź mi tylko swoje myśli, pozwól czytać, słuchać i oglądać.
Jeśli nie mogę to...
Chciałabym poznać tylko jedną tajemnicę, jeden maluteńki sekret.
Dlaczego coś tak mocnego przekreśliłeś jak źle zapisane słowo w zeszycie?
Ja się starałam nie bazgrać!
I to dalej swędzi a ja nie mogę się połapać, twu podrapać znaczy połapać też.
Co ja to miałam? Cholera, sama nie wiem.
To wariactwo, istne wariactwo.
Teraz wstanę i idę. W dupie mam takie myślenie.
Z dedykacją dla KRU i innych głupich dziewczyn ;)