"Bo już dawno nasze mózgi...
Wypełnione są
MARIĄ"
Musze wyjść z prawdziwej psychadeli,
moich własnych marginalizacji, gloryfikacji tego czego nie mam
Wyjść z moich wyidealizowanych celów, których chce ale do których nie dąże.
Chce wstać, ale nie chce mi sie.
Chce sie odmulić, ale nie chce mi sie nic...
Nudze sie, ale nic mnie nie jara, nie interesuje, nic nie jest warte mojego ruchu
Żyje w świece moich myśli, wypełnionych bezsensem i szukaniem celu
Latam jak ćma, bo myśle że ta żarówka to słońce... Krąże wokół własnej zguby
Obracam sie w lewo i prawo, i wręcz czuje że widze końce świata... bo stał sie on dla mnie tak mały i... nudny
Nie mam ochoty go odkrywać, zdobywać
Mijam ludzi, znajomych i nieznajomych
Ale wciąż czuje sie w innym świecie niż oni
Ostatnie pół roku było największą porażką mojego życia...
Długo spałem marząc że zimna morska bryza wieje mi w twarz, i wszystko jest piękne i wspaniałe...
Obudziłem sie, i przekonałem że dalej jestem w tym samym miejscu.... i że leje.
Straciłem złudzenia, co do kogoś, kogo zwałem Przyjacieleme
I kogoś komu (jak mi sie wydawało) na mnie zależało...
Budze sie, a świat mój zasypia... Już śpi
Ale przynajmniej nie mam złudzeń...
Jest w miare nieźle
Dopóki nie wyjrzy księżyc, i nie nadejdzie czas kiedy tak bardzo pragne być zmęczonym, żeby nie myśleć, nie mieć wyrzutów
Kiedy sklepy są zamknięte i zrobiłem wszystko co mogłem, żeby robić cokolwiek...
Potem tylko proboje zasnac, irytując sie ze nastepny dzien bedzie de javous dnia poprzedniego...