Witam,
Po rozgrzewce na lonży Pańcia wpakowała mnie w przeszkodę - rów z wodą i kopertę. Tak się najarałem, że moje ruchy ograniczyły się do stój-galop lub stój-galop-"M'Jawit no przestań"-stój-galop i ganiałem z kitą do góry po parkurze.
W ogóle to przeprowadziłem zamach. Zamach na przywódctwo i za to właśnie miałem korytarz... za karę. Pańcia to jednak wredna jest, jak coś to marcheweczka, miziu miziu a jak ja chciałem zrobić miziu miziu i się otarłem to zaraz foch, że się zaczepiam i mogę ją przewrócić. A nie mogłoby tak być, że miesiąc ja rządzę a miesiąc Pańcia?
Ahh już sobie to wyobrażam... miesiąc leżenia na łące obskubując trawę spod siebie i Pańcia z wielkim wiadrem marchewek karmiąca mnie z ręki, co bym nie musiał zmieniać pozycji + odganianie much oczywiście. :D
No cóż, chociaż spróbowałem i się nie udało... za jakiś czas znowu postaram się do niej zagadać w tej samej sprawie, jak zawsze :)
Pozdrawiam,
Bułany