Witam,
Dzięki mnie moja Pańcia wciąż żyje. Ostatnio pojechaliśmy na plażę w celu popatrzenia na wodę - przecież nie wiem czy Pańcia umie pływać, więc nie wszedłem do wody co by nie narażać jej życia. W drodze powrotnej drugi raz uratowałem swoją Pańcię - w krzakach coś szeleszczało, więc się spłoszyłem, byłem szybki! Pańcia już zgubiła strzemię i zaczęła szarpać za wodze, więc w tym galopie zaczęłem robić ciasne wolty, aby jej było łatwiej równowagę złapać
. Mówię Wam, normalnie ją uratowałem!
... bo z krzaków wyłonił się potężny, wygłodniały i szybki... Jack Russel!!!
Hmm pewnie się zastanawiacie w takim razie skąd to zdjęcie? Zdjęcie jest z podejścia nr 2 - czyli przekładanie teorii na praktykę. Dużych oporów nie miałem i wlazłem do wody. Tak mi się spodobało, że zaczęłem w niej kopać i nurkować chrapką, od razu chciałem lecieć na głęboką wodę i Pańcia musiała mnie trzymać... pomyślałem że skoro jakaś łódka, czy jak to się nazywało, była na wodzie tam dalej to tam musi być płytko
. Ehhh... znowu miałem pomysł i nici z jego realizacji przez Pańcię
Pozdrawiam,
Bułany.