Znowu to samo...
Przygnębienie łapiące za gardło...
Ten smutek...
Może inaczej nie potrafię żyć...?
Bo nie wiem jak można to wytłumaczyć.
To się nigdy nie skończy.
Nic się nigdy nie zmieni.
Co jest najgorsze?
Pozytywne uczucia zdają się mnie nie trzymać.
Mimo to,dobrze,że miałam chociaż 2-3 tygodnie spokoju i radości.
Chociaż przez te kilka dni mogłam być sobą.
Nie mogę prosić o więcej,bo to i tak było zbawieniem.
Jeszcze nieco ponad tydzień...
Może wtedy rozwieją się niektóre wątpliwości.
Strasznie się tego obawiam...
Ale jeśli będzie ok,to szykuje się impreza.
Taka jak kiedyś,dawno,dawno temu...
Kiedy wszystko zdawało się być ok.