Dzisiaj przyszli do mnie dziadkowie, powiedzieli, że strasznie schudłam i że powinnam przytyć. To samo zaczęła powtarzać mi mama, boi się, że nie jem. Wszyscy w szkole mówią mi żebym przytyła. "Masz ręce jak patyczki" "Jesteś mega chuda". Jednak ja dalej pozostaję przy swoim. Jestem gruba. Mam tłuste nogi. Może to zasługa zrytej psychiki? W każdym razie nie widzę tego jasno, nie widzę żeby pozwolili mi więcej schudnąć. I tak nie wiedzą że się odchudzałam. Podejrzewają, wiadomo. Mówią, że widzą że coś ze mną nie tak, że powinnam jeść by dotleniać mózg, żeby normalnie funkcjonować. Powtarzam im że jem, że jestem normalna i żeby nie brali mnie za psycholkę ale i tak się wszystkiego domyślają. Nie lubię takich sytuacji, są dla mnie strasznie nerwowe. Kiedy wspominają o tym, że nie jem, od razu zaczynam się denerwować, serce mi wali jak oszalałe, trzęsą mi się ręce i mi niedobrze. Po prostu widać, że coś nie gra. Na samą myśl, że miałabym zjeść coś słodkiego/tłustego po prostu mi słabo.
Planuję schudnąć jeszcze niecały kilogram, do 48 kg a potem zacząć stabilizację i przy nich pozostać. Schudnięcie do 46 lub mniej zostawiam sobie na inny czas. Może spróbuję w przyszłym roku? Bo wiem, że nie dam po prostu rady tyle schudnąć przebywając tu w domu, bo mnie wyślą do psychiatryka. Już mnie mają za nienormalną. Więc narazie, z bólem serca, muszę pozostać na 48 i rozpocząć stabilizację. Jednak nie wiem czy będę potrafiła przestać. Ale mam nadzieję, że dam radę. Jeju, jeju, jeju, strasznie się zdenerwowałam. Mój nastrój znów z naprawdę wysokiego poziomu spadł na sam dół. I wciąż spada.
Dlaczego nie moge ważyć tych pieprzonych 46 ?!
Czemu zablokowano mi drogę do spełniania marzeń...
-.-'
PS Nie dodam swoich zdjęć, było ich tu dużo - kto chciał to widział.