Wieczór, rozjebany w fotelu, muzyka gra, człowiek nie ma ochoty na nic konstruktywnego. Czyli pisze bloga. Z tego miejsca pozdrowienia dla mojego szanownego sąsiada, jako że ponownie będzie ze mnie walił, że prowadzę bloga oraz dla jego dziewczyny, ponieważ to ona ponownie wynajdzie, że pojawiół się nowy wpis. Tak sobie siedzę i rozmyślam nad wydarzeniami ostatniego miesiąca. Zaczynając oczywiście od tego, że należało jednak pieprzyć wszystko i pojechać na Copernikon. No i nie wybierać się na inny konwent bez kieszeni pełnych przypinek xD Mincfucka koniec, Misza dobry i kochany, ale ile można, są pewne granice. Totalna niechęć do grania popycha mnie w kierunku pisania opowiadania (znowu). Co gorsza jak zwykle kończy się tym, że napiszę kilka zdań i dalej mi się zwyczajnie nie chce. Zresztą nie wiem po co, wszyscy doskonale wiemy, że to zwykła grafomania xD Zresztą to już tyle razy zmieniało pierwotny zamysł, że błowa boli. Patrzę na to zdjęcie, w lustro i dochodzę do wniosku, że trzeba ściąć włosy. Ale to po zimie, teraz się przydadzą :)