[znów znalezione na dysku.]
Muszę zniknąć, bo mam jakieś takie wrażenie, że moja miłości, a nawet obecność, zabija wszystko. Jestem jak zły omen i zły amulet - przyciągam negatywy. Dlatego zamknę się tylko dla siebie i ze środka mojej skorupy będę błagać o pomoc, ale pewnie i tak nikt nie usłyszy, albo nie będzie mu się chciało nic zrobić. A na końcu, gdy po pewnym czasie opanuję histerię i wyciągnę siekierę, rozbiję tę twardą glinianą otoczkę i znów ożyję pełnią zycia i znów pokocham i kochać będę móc.
Tymczasem znikam.