Myslalam, ze jestem silna...
Tak mowiac juz zupelnie nieskromnie...
Myslalam, bo ostatni rok byl koszmarem...
Lato tez wywrocilo moje zycie na chwile do gory nogami...
Mimo tego jednak udalo mi sie poskladac zycie jak kostke Rubika...
Swoje obowiazki dopielam na ostatni guzik, z niczym nie nawalilam...
Po dzisiejszym dniu jednak czuje sie jak licha konstrukcja z miesni, kosci i skory,
ktora po lekkim popchnieciu, moze rozpasc sie na tysiac kawalkow...
Do tego jestem rowniez maksymalnie zuzyta..
Brak snu (trzy godziny dziennie to naprawde za malo), dieta bez skladu i ladu,
nauka od switu do nocy, brak czasu na to co kocham...
To wszystko sklada sie na zuzyty organizm, zuzyty umysl, zuzyte emocje...
Nie dalam rady dzisiaj.
I to tak strasznie boli...
Nawet jesli wiedzialam, ze cudu nie bedzie, to po cichu na niego liczylam.
W mojej biografii jednakze nie ma miejsca na cuda...nie sa one moja bajka...
Nie wiem jak sie poskladam.
A musze...
Musze, bo jestem dopiero w polowie walki o to co mi drogie....