kocham krk noca.
spiewalam.
dalam z siebie wszytsko. wypruwalam flaki. i co? i gowno.
a przed najwazniejszym wystepem mnei zmoglo. padlam. poprostu. zwracanie... potem jak juz zostalam sama w pokoju z goraca woda z ziolami slicznei czuje jak mi sie sciemnia...
lubie ten stan...
ogolem cudownie bylo. co prawda karola nei bylo - siedzi w irlandii.. ale ponoc moge przyjechac 9 lutego... rozwaze to.
nei bede musiala myslec ani sie nad niczym zastanawiac.
lubi egubic sie w krakowie . robic zdjecia nie czujac rak. bylam tak zmarznieta ze nie do konca rejestrowalam co sie dzialo.
seryjnie. nawet nei wiedzialam gdzie jestem. chodzilam tyko od czlowieka do czlwoieka pytajac - gdzie zlapac osemke? i te wielkie zdziwnione i zatroskane oczy roznych ludzi...
potem pomylka kierunku tramwaju... fuck...
brak kasy...
a jak juz wracasz do hotelu, matka kaze ci zapieprzac po chleb do najblizszego tesco, 4 przystanki z tamtad.... no wymieklam.
ale ogol swietny. oltarz i krucyfiksy wita stwosza obejrzane. sukiennice, kosciol mariacki... caaaaaluski rynek... wszytsko...
jutro szara rzeczywistosc... postaram sie. przezyc. to moje zadanie.
musze sie opanowac, zrobic z siebie stara dobra miske.
chce jutro pojsc zalatwic ostatecznie sprawy z Augustowskim czy jak mu tam.
mam nadzieje ze mnie przyjmie.
kacper... ja pi*r*o*e. tyle . wiecej nei komentuje. ciesze sie ze to koniec chorej znajomosci.
ehhh... nie wiem co mam jeszcze powiedziec.. jest tyle do powiedzenia.. z tym ze jak juz to powiem to zranie chyba wszytskich wokol siebie... czego nei chcemy.
psychika mi siada.
musze tatusia poprosic o usprawiedliwienie na rzezbe... musze sie uczyc angola na jutro...
nie dam rady. jak nic.
ale do roboty sie wezme.
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=cyOqIKGbYkg#!
http://www.youtube.com/watch?feature=player_embedded&v=muDZD3wgoHI