Jeden z lipcowych zachodów słońca...
Jak ja lubię oglądać wschody i zachody.
Nachodzą mnie wtedy różne przemyślenia.
Spoglądając na zachodzące słońce dziękuję Bogu, że miałam szansę przeżyć kolejny dzień, zaś o świcie cieszę się, że noc minęła i mogę rozpocząć od nowa. To niesamowite.
Może nie każdy to zrozumie, ale ja akurat nauczyłam się doceniać życie.
Zbyt wiele bliskich osób straciłam, zbyt często sama walczyłam o swoje zdrowie i samą siebie.
Dziś jest kolejna rocznica.
Kolejny dzień wspomnień i słuchania "My road".
Tak, piosenka, którą chciałeś żebym zaśpiewała, kiedy Ciebie już nie będzie.
Nie mogę uwierzyć, że czas płynie tak szybko.
Czasami czuję, jakby to było wczoraj. Szczególnie wieczorami.
Tyle, że nie boli tak jak wtedy.
Teraz jestem już całkowicie pogodzona z tym, co się wtedy stało.
Ale na pewno nigdy nie zapomnę tego, przez co przechodziłam, co czułam, co robiłam po Twojej śmierci.
I tak naprawdę nic i nikt, nie wymaże tego z mojej pamięci, z mojego serca.
Są dni, kiedy myślę sobie, co by było, gdybyś nie odszedł.
Czy nadal bylibyśmy blisko, czy byśmy się przyjaźnili, czy może rozstalibyśmy się po poważniejszej kłótni?
Tego nie wiem i właściwie nikt inny też tego nie wie.
Ale lubię wyobrażać nas sobie jako studentów, którzy gotują razem spaghetti albo uczą się do egzaminów.
Ciekawe, czy wybrałbyś studia muzyczne, o któych marzyłeś?
No cóż, wyobrażać sobie można.
Nie ma we mnie już żalu, ale w dalszym ciągu jest tęsknota i pewnego rodzaju miłość.
Łączyło nas coś wyjątkowego. Specyficzna więź, której nie przerwała choroba, ani nawet śmierć.
Kiedy dziś o tym myślę, nie wiem jak to przetrwałam.
Nie wiem jak udało mi się skończyć szkołę, jak funkcjonowałam między domem, szkołą i szpitalem.
Nie mogę czasem pojąć, jak dwoje nastolatków było gotowych stanąć RAZEM na przeciw nowotworowi.
Pokazuje mi to jednak, jak bardzo byłam silna, a tym samym, że wiele jestem w stanie znieść.
Wierzę, że podołam. Zacisnę pięści i pójdę na przód. Tak jak wtedy.
Opiękuj się mną tam z Góry.